Wszystko przez to, że u nas, Polaków, wszystko jest możliwe - szczególnie czarna magia. Najpierw plecy bolały każdego z rywali Dudka (nie mylić z równie starym kabaretem o tej samej nazwie), dzięki czemu wskakiwał on do składu, a w finale Ligi Mistrzów chwilowego zaćmienia doznali tacy gracze jak Szewczenko i Pirlo (taka grzeczniejsza forma ś.p. Zidane'a). Potem Kubica wskoczył do składu BMW, bo wykoleił się i rozkleił niejaki Villeneuve, a wskoczył nawet na podium, bo wybuchł akurat silnik pod mistrzem świata, seniorem Alonso, który akurat ośmielił się Polaka wyprzedzić. No a teraz te zagadkowe bóle brzucha Edwina van der Sara, którym nominację do pierwszego składu Manchesteru United zawdzięcza Tomasz Kuszczak. Jak to nie są czary, to co? Zastanawiam się też, co by mogło pomóc najlepszemu strzelcowi naszej ligi Chmiestowi w drodze do Barcelony, ale na razie nie przychodzi mi do głowy nic lepszego poza jakąś zarazą - bywały już takie w Europie, a jedna z nich, w średniowieczu, wybiła ponad połowę mieszkańców, wielu piłkarzy ówczesnych zapewne nie oszczędzając. Wszelako Kuszczakowi zazdroszczę, bo grać w światowej sławy klubie jest rzeczą niebywałą i życzę by rychło stracił pseudo "Puszczak" (zdobyte po meczu z Kolumbią, gdy ustrzelono go spod przeciwnej bramki). Niestety, zaczął od puszczenia gola u siebie i porażki z Arsenalem, z taką akurat drużyną, z którą przegrywać United nie wolno. No, ale Kubica też zaczął od wpadki, więc powinno być lepiej. Wyczyn Kuszczaka o tyle jest wielki, że wprawdzie mieliśmy już w Manchesterze polskiego bramkarza i to genialnego - Schmeichela (syna polskiego muzyka z Gdyni, który zakochał się w duńskiej pielęgniarce i powili gromadkę dzieci, w tym Piotrusia Pana), ale Peter nie tylko nie przyznawał się do polskości, ale ostentacyjnie - sprawiając wielki smutek ojcu - się jej wypierał (wiem, bo poznałem obu). Kuszczak jest już stuprocentowo nasz, choć proszę - nie wpędzajmy go w przedwczesną dumę. W końcu Kostka był mistrzem olimpijskim, Tomaszewski z Młynarczykiem medalistami mistrzostw świata, tenże Młynek wraz z Dudkiem triumfatorami Ligi Mistrzów, a Kuszczak na razie to wygrzał ławkę w Hercie i spadł z ligi z WBA. Dawniej mawiano - to tyle, co kot napłakał. Ale widzę, na Interii, że głównym tematem jest dziś rezygnacja Listkiewicza z fotela prezesa PZPN, co zresztą doradzam mu od dawna, uprzejmie, acz stanowczo. Właśnie spytałem, czy naprawdę wywiesza białą flagę, na co odpowiedział grzecznie: chwilowo mam inne zmartwienia. No to jak każdy z nas. Poza Kubicą i Kuszczakiem. Paweł Zarzeczny "Dziennik"