Niemożliwe także i to, żebym akurat ja pisał o siatkówce, szczególnie żeńskiej. No, ale skoro dobrze znam trenera Bonittę, menedżera Brandta i jego żonę Dorkę Świeniewicz, to why not? I Niemczyka Andrzeja również? I Kasię Skowrońską? Warum nicht? Obserwuję siatkarki od paru lat, głównie ze względów estetycznych, bo w żadnej innej dyscyplinie sportu światowy poziom sportowy nie idzie tak równiutko w parze ze światową urodą. Owszem, jest to troszkę gra plażowa, a i panie mają siatkę zawieszoną dużo niżej od panów, jakby nic nie słyszały o równouprawnieniu (skandal!). Ale najważniejsze że wygrywają. Już teraz z każdym. I każdy się zastanawia jak to się dzieje... Andrzej Niemczyk, trener dwukrotnych mistrzyń Europy był łaskaw zajrzeć niedawno na zgrupowanie do Szczyrku (jak rzekł Bonitta - nienaturalnie ożywiony), po czym napisał w paru miejscach, że kadrze brakuje Frątczak, Mirek, Glinki, i Niemczyka chyba też. Grzecznie poproszono go, by nie marudził i Boże broń nie wsiadał do auta, bo tak jak On nie chciał słuchać niczyich rad, tak i Bonitta nie zamierza słuchać "Niemca". No i wyszło, że "makaron" ma rację. Bo w Złotkach nieważne kto gra - po nazwisku - ważny jest wyłącznie zapał. Ania Podolec, która w Rzeszowie nie trafiała w piłkę (albo trafiała niczym Rasiak), w Hongkongu biła punktowe rekordy. Koleżanki również. Aż żal, żeśmy tego nie widzieli. Znajomy (z branży) opowiadał mi kiedyś, że siatkarka wtedy najlepiej gra, kiedy jest zakochana. Unosi się wtedy nad siatką, jak na skrzydłach... Wychodzi mi więc na to, że Złotka zakochały się w Bonitcie. Bardzo mi się taka sportowa miłość podoba. Tylko dziewczyny, uwaga! - żeby mi z tego jakichś dzieci nie było! Najpierw Pekin! Paweł Zarzeczny