Weekend mieliśmy derbowo znakomity. W sobotę Barca - Real mogło zadowolić całą planetę, zwłaszcza gol na 3:3. Dziś zajrzałem do Marriotta (najwięcej dekoderów w kraju, pub Champions) i nie żałowałem. Tottenham - Chelsea, znów 3:3 (coraz lepsza reżyserka, mecz taki sobie, ale ciężko było oderwać wzrok). Celtic - Rangers też obejrzałem jednym okiem (Dida podpisał, Boruc wpuścił, czyli świat wraca do normalności), a Inter - Milan przeżyłem już z nasłuchu. Lecz czekałem na derby najważniejsze, znaczy się łódzkie: Widzew - GKS. W tym celu , musiałem tylko obezwładnić gościa, który strasznie chciał oglądać Twente - Ajax i uspokoił się dopiero wtedy, jak mu obiecałem że Ajax na pewno wygra. No więc te polskie derby wcale nie były najgorsze, bo pokazały silne i słabe strony każdej z drużyn. Widzew: gołym okiem widać, że nowa murawa to chyba jakaś składanka z wyprzedaży. Kibice - śpiączka. Zawodnicy - młodzi i nic poza tym. Zadziwia mnie kariera Rzeźniczaka, który ma zadziwiającą zdolność - zawsze jest nie tam gdzie być powinien, ale u nas obowiązuje hasło: młody to zdolny! Skład nieciekawy też - Napoleoni pulpetowaty, bramkarz śpiący, atak niewidoczny, a te zakupy z Zabrza nieporozumienie - jak Widzew bierze z Górnika to będzie grał jak Górnik (to samo Legia - bierze z Łęcznej to będzie wyglądać jak Łęczna, cudów nie ma!). No więc Widzew - krótko - nie tyle bez charakteru co bez piłkarza choćby jednego, na którym dałoby się oko zatrzymać. Bo Wawrzyniak, niepokojący kadrowicz, chyba na jakimś układzie być musi - jemu przeszkadzają nawet najprostsze piłki. Zamyka oczy. Ale chciałem obejrzeć lidera. GKS, jakieś osiem punktów w tabeli przed konkretnymi rywalami. Otóż sukcesy tej drużyny zaczynam rozumieć. Garguła z Jarzębowskim robią grę w tyłach i jedną piłką potrafią uruchomić napad, prostopadłą piłką. Reszta biega. Costly nie ma siły no to gra 20 minut, za to dobrze. Dawid Nowak? Fenomen, zero stresu, jak kiedyś młody Wichniarek czy Kowalczyk. Trener? Nudziarz z pozoru, ale taki któremu nikt nie podskoczy i taki który mistrza zrobi w cuglach (co jednak nie nowina przy górniczej kasie, Szombierki tez mistrzem były). Taktyka Bełchatowa nie istnieje, jak Pana Boga kocham, ale jak ktoś przyjrzy się tej drużynie dokładnie - ma ona najmniej straconych piłek (czyli niewymuszonych błędów), czemu sprzyja rutyna i pewność w grze rutyniarzy. Można Bełchatów ograć tylko w jeden sposób. Ostrą grą na liderów - ale na razie nikt się tego nie podjął. W dodatku jak wróci Lech (ten bramkarz, aha, gdzieś zniknął nagle Ujek, czy to skutek tego łódzkiego polowania na policyjnych konfidentów, taki wyczytałem w telewizorze transparent...), to podostrzy grę raczej GKS. Zapewne już przeciwko Legii, a zwłaszcza jej baletnicom (Burkhardt, Roger, Edson, dowolne nazwisko dopisać, please). Oczywiście byłbym idiotą, twierdząc że łódzkie derby były tak samo dobre jak te hiszpańskie, włoskie, londyńskie czy szkockie. Ale były nasze. Przyzwoite. I wszyscy ludzie w Championsie oglądali właśnie ten mecz, a nie skoki Małysza w Lahti. Ukłon dla Bełchatowa. Paweł Zarzeczny