To co pokazał bowiem mistrz Polski w Zabrzu skłania do wniosku, że nie tylko mowy nie ma o obronie tytułu, co nawet o obronie 6. miejsca. Zaś obrona złożona z Hugo i Choto, którzy poruszają się w tempie i z gracja Wojtka Fibaka, wprost zachęca do strzelania goli, z czego już niemal każdy w Polsce korzysta. Wypadałoby zorganizować jakieś światowe tournee - może są gdzieś jakieś amatorskie ekipy, które też chciałyby ograć warszawiaków. Bo, niestety, na poprawę gry nie ma co liczyć, skoro klub, zamiast kupować dobrych graczy, kupuje dyrektorów sportowych, trenerów ma już z siedmiu, a i teraz zamiast szukać kogoś do bronienia i strzelania - kombinuje jak zasiać kolejny trawnik. Dla kogo? Ale cudze nieszczęście zawsze jest szczęściem kogoś innego. Nie mogę oprzeć się uwadze, że Zabrze ma nie tylko lepszy zespół (bo przynajmniej ambitny), ale i fantastycznych fanów. Bo proszę pomyśleć - na mecz 13 drużyny z 6. przyszło 14 tysięcy ludzi! Tak, Legia w beznadziejnej formie jest potrzebna w wielu miastach i szkoda, ze zagląda tam raz do roku. Ale wcale nie lepiej jest z Wisłą. Już oglądanie pierwszych kwadransów meczu z Lechem skłania do wniosku, że "Biała Gwiazda" gra antyfutbol, a jej seria trzech remisów wcale nie była przypadkowa (choć, matematycznie można raz wygrać i dwa razy przegrać, a wychodzi na to samo - czemu więc Nawałka tak boi się ryzyka grając przeciw Lechowi, czyli ekipie bez tyłów?). Znów w przodzie osamotniony Brożek, którego koledzy wykończą kiedyś posyłając do straceńczych akcji jeden na trzech (jak kiedyś mawiano - rzucony na wyspę bez wsparcie). Do tego obserwacje jak i przy Legii - drzewa umierają stojąc. Aż dziw, że wyróżniającymi się graczami byli Sobolewski, Głowacki, Baszczyński, ale było to chyba dawno temu i nieprawda. No, lecz Wisełka też zamiast rozejrzeć się za grajkami, funduje sobie sportowego dyrektora, co to nawet nie dyrektorował we własnym domu, nie mówiąc już o juniorach. Oj, źle skończy się w obu czołowych klubach ta szkoła hiszpańska, bo do hiszpańskiej szkoły trzeba przecież hiszpańskich uczniów, logiczne... Przypomnę tylko, gwoli żartu, że "Hiszpanka" nawiedziła już raz Polskę w latach 20. ubiegłego wieku - był to rodzaj grypy, której pierwszym objawem była biegunka. Oj, historia lubi się powtarzać! (bo dałem już kiedyś tytuł na okładce "Przeglądu Sportowego" - "Sraczka w Legii"). Wiadomo, zmiany w naszych klubach ograniczą się wkrótce do przetasowania coraz droższych trenerów na ichniej karuzeli. Słyszę na przykład, że do Lecha przymierza się Kasperczak, ale... też chce dyrektorować, moda taka nastała, że każdy chce w garniturku chodzić. No to skąd piłkarze mają być? Dobrze chociaż, ze ewidentnie nie sprawdził się u nas kierunek brazylijski (zresztą na ostatnim mundialu również, pamiętacie?) - Pogoń to już cień cienia, o Legii pisałem (Edson w tym roku nie umiał trafić z wolnego w nieruchoma bramkę, Elton zaginął, a Rogera dostrzegłem w dobrej akcji tak naprawdę tylko raz - jak go jakaś blondyna obściskiwała w sklepie i dynamicznie ją z siebie strząsnął). A o mistrzostwo grają dwa kluby bez Brazylii, bez tradycji, bez zawodników (poza Gargułą), ale to jak widać wystarcza, gdy stare firmy same się demontują. W walce Bełchatowa z Lubinem stawiam na tych pierwszych. No bo nie wyobrażam sobie jak o Ligę Mistrzów można walczyć z duetem pomocników Szczepkowski - Mateusz Bartczak, plus z przereklamowanym Iwańskim. Aż takiej wyobraźni to ja nie posiadam. Ale wszystkim fanom piłki, kibicom wszystkich drużyn, z okazji Świąt życzę zmartwychwstania nadziei. Bo przecież już za tydzień Legia ma Arkę i powinno być z górki... Paweł Zarzeczny