Właściwie to mógłbym słać tu życzenia, ale w naszym kraju życzeń jest całe mnóstwo, zbyt wiele zatem nie są one warte... Warto zająć się natomiast kwestią, dlaczego coraz liczniej spędzamy Święta bez Boga, czyli po prostu bezbożnie. Bardzo źle to słowo w Polsce znaczy. Nie przez przypadek i Watykan, i biskupi niemieccy zwrócili właśnie wszystkim katolikom rzymskim uwagę (całej reszcie wolno bowiem świętować jak chcą i kiedy chcą), że Boże Narodzenie bez Jezusa lepiej zlikwidować, niż trwać w fałszu. Kościół nie jest naiwny i wiadomo, że likwidować niczego nie zamierza. Kościół to najstarsza, bez przerwy trwająca i w miarę sensownie zarządzana instytucja Naszego Współczesnego Świata (jeśli Dan Brown nie ma jakiejś kolejnej debilnej teorii). Dość mądra, by swych ludzi nigdy nie zwalniać z pracy na przykład, ale nie dość nowoczesna, by pozwolić na przykład na noszenie suwaków w sutannach... O co więc chodzi z tą walką Watykanu o Święta z Bogiem? Kościół Chrystusowy walczy o nasze dusze. Bo dojrzał wreszcie, że tak szalenie wiele ich już utracił. Kiedyś Święta jednoznacznie kojarzyły się z Bożym Narodzeniem, z malutkim Jezuskiem w stajence, z tym jak Królowie wędrowali Mu się pokłonić i jak wypatrywali Gwiazdy Betlejemskiej. Nie wiem, na religię chodzić mi się nigdy nie chciało (choć miałem obiecany rower), a na Pasterkę, jak moi rówieśnicy, ruszałem chętnie tylko dlatego, że wyjątkowo raz w roku można było wyrwać się z domu o północy. Ale z wiekiem każdy człowiek (poza politykami chyba) nabiera rozumu. I dziś wiem, że Święta bez Boga - Świętami nie są. Prezenty robię sobie i bliskim każdego dnia, świąteczne dania dostępne mam rok cały w każdej restauracji, nawet z dostawą do domu. A choinek posadziłem w ogrodzie kilkadziesiąt... Watykan zwraca nam uwagę na to, że działając bezbożnie pozbawiamy Święta sensu. Że opłatek to fikcja, jeszcze jeden przedmiot na stole, może nawet kupiony w piekarni... Albo sianko... A rządzi tym wszystkim nie Duch Boży, a wielkie korporacje, które robią kolejny biznes, z nazwy "bożonarodzeniowy". Benedykt XVI powiedział (a jest to ostatni konserwatysta broniący niezłomnie wartości Kościoła Piotrowego, przy którym nawet nasz Ojciec Święty wydawał się liberałem), że lepiej jeśli na świecie będzie chrześcijan mniej. Dużo mniej. Za to lepszych. Wierzących w Boga. I trudno się z nim nie zgodzić. Inaczej wiara zginie, stanie się powierzchowna. Niektórym to się nawet podoba, tak jak szynka w Wigilię. Większy luz, to podobno więcej wolności. Nie spieszcie się z tymi sądami. Poczekajcie na Starość. Wtedy się przekonacie czym są takie oto słowa: Jak trwoga to do Boga! Bóg jest potrzebny. Chrześcijański, islamski czy żydowski - nasz własny, naszych ojców. Chrześcijaństwo traci dziś wiernych na całym świecie, zmniejsza szeregi, to żaden sekret. Demograf odpowie: bo na przykład wyznawcy islamu czy hinduizmu (a pewnie i maoizmu przy okazji) więcej mają dzieci - ot, czysta statystyka. Ale traci się wiernych także we własnym Kościele i to tak boli Benedykta XVI. Powszechne przyzwolenie, żeby Bóg odchodził na dalszy plan. Kościół nie ma dziś w Polsce dobrego czasu. Episkopat rywalizuje z Radiem Maryja (jak mniemam głownie o tacę, wychowany jestem przez determinizm ekonomiczny), księża przestają być najbliższym wzorem, Kościół kojarzy się ze skandalami obyczajowymi, finansowymi, z próbą zamykania ust inaczej myślącym... Coś z tym trzeba zrobić, żeby któreś kolejne Święta nie były ostatnimi. Ostatnią Wieczerzą. Na szczęście Bóg wyprowadzał wiernych i swój Kościół nie z takich opresji. I taką nadzieją żyjmy, w te najpiękniejsze, najbardziej wzruszające Święta. Święta z Bogiem. Paweł Zarzeczny