Podopieczna Jerzego Sudoła przyznała, że piątkowy konkurs był dla niej nerwowy ze względu na pogodę. Tuż przed rozpoczęciem rywalizacji do stolicy Niemiec dotarła burza. Nie wiadomo było, czy nie zostanie ona przełożona. Jednak gdy zza chmur pojawiło się słońce, zdecydowano, że jeszcze tego wieczoru dojdzie do rozstrzygnięć w tej konkurencji. "Nerwy były, ale każda zawodniczka warunki ma takie same. Długo czekałyśmy, lał deszcz, nie wiedziałyśmy, czy wystartujemy, czy konkurs zostanie przełożony. Potem każda się zmobilizowała na swój sposób i nie było problemu" - powiedziała Glanc. Rywalizacja nie zaczęła się po myśli 26-letniej zawodniczki. Po dwóch pierwszych próbach znajdowała się na 10. pozycji, a więc poza ścisłym finałem. W trzecim podejściu poprawiła się na 62,66 i wyszła na czwartą lokatę. Tak zostało już do końca. "Rezultaty były bardzo dobre. Wszystkie medalistki osiągnęły odległość powyżej 65 metrów. Koło było super przygotowane i nie było śliskie" - chwaliła. Glanc jest zadowolona bardziej z miejsca, niż wyniku jaki osiągnęła. "Szkoda, że nie udało się poprawić rekordu życiowego (63,96 - przyp. red), ale czwarte miejsce jest rewelacyjne. Wiedziałam, że będzie dobrze. Czułam się pewnie, byłam spokojna i przygotowana"- oceniła. Tuż przed wejściem na płytę Stadionu Olimpijskiego usłyszała jeszcze pocieszające słowa od trenera: "Walcz! Wierzę w ciebie". Jak zapewniła świętować na pewno będzie. "Ale trzeba z tym jeszcze poczekać. Mieszkam z Anitą Włodarczyk (liderką światowej tabeli w rzucie młotem - przyp. red) i skoczkinią w dal Teresą Dobiją. One mają jeszcze przed sobą finałowe konkursy, a potem ... nakryjemy magiczny stoliczek i wszystkich serdecznie zapraszamy" - mówiła z radością.