Wyniki, terminarz i tabela grupy A Ligi Europejskiej Jeśli trzeci zespół ligi włoskiej nie daje rady jedenastemu w tabeli ligi polskiej, to świat staje na głowie. Do tego przyzwyczaił nas jednak Lech, który w sobotę wymęczył remis w Kielcach, by wczoraj w kompletnie innym stylu wydrzeć go będącemu "na musiku" Juventusowi. Być może, tak jak uważają Włosi, w arktycznej scenerii mecz nie powinien się odbyć, ale to była decyzja sędziego, nie mająca wiele wspólnego z tym, czego dokonał mistrz Polski. Gdyby ktoś chciał dowodzić, że w cieple i bez śniegu wszystko przebiegłoby inaczej, niech wspomni poprzednie cztery kolejki, w których Lech zdobył 7 pkt, a Juventus 4. Dobry mecz w Turynie, bardzo dobry z Salzburgiem, doskonały z Manchesterem City w Poznaniu i wreszcie ciężki bój na śniegu z Juventusem - to zestaw faktów wykluczający przypadek. Tak jak w lidze polskiej Lech gra dwie klasy poniżej poziomu mistrza Polski, tak w Lidze Europejskiej, co najmniej dwie klasy powyżej normy. W takiej formie i z takim doświadczeniem, drużyna z: Rudnevsem, Peszko, Stilicem, Injacem, Krivcem, Bosackim, Arboledą, Henriquezem, Wojtkowiakiem i resztą ma dość atutów, by przełamać 14 lat oczekiwania na występ polskiego klubu w Lidze Mistrzów. Szokujące jest tylko to, że zaniedbując ligę Lech sam pozbawia się tej szansy. Szkoda potencjału piłkarzy i fanów w Poznaniu. Do oczekiwania polski kibic jest jednak przyzwyczajony. Po zwycięstwie Widzewa w 1980 roku, 30 lat wyglądał kolejnego sukcesu pucharowego w rywalizacji z Juventusem. Doczekał dzięki Lechowi, który okazuje się drużyną europejskiej klasy, ale niestety pełną sprzeczności. Kompromitująco grał w eliminacjach Champions League, w Ekstraklasie wciąż bezmyślnie rozdaje punkty, i tylko hasło: "Liga Europejska" wyzwala w piłkarzach z Poznania charakter mistrzowski. Naczelnym problemem naszej piłki jest brak ciągłości. Kluby nie potrafią zbudować sobie pozycji w Europie. Kiedy w 2003 roku Wisła Kraków Henryka Kasperczaka ogrywała w Pucharze UEFA Parmę i Schalke mieliśmy nadzieję, że na lata zostanie piłkarską wizytówką Polski. Tymczasem zamiast być lepiej, z każdym rokiem było gorzej. Niech Lech traktuje to jak przestrogę. Kiedy latem polskie kluby padały jak muchy w eliminacjach rozgrywek europejskich, takie emocje jak wczoraj wydawały nam się z gatunku science fiction. Lech udowodnił sobie, że jest w stanie przełamywać bariery włącznie z przebiciem się przez polski kompleks biedy. Manchester City i Juventus to potentaci, którzy już za kilka miesięcy mogą grać w Champions League i to niepoślednie role. Tymczasem w czterech bezpośrednich meczach z nimi mistrz Polski uzbierał 5 pkt. Tragedią nie okazała się nawet strata Roberta Lewandowskiego, gdyby Artjoms Rudnevs wcześniej podpisał kontrakt w Poznaniu. Lech już odniósł sukces i zebrał doświadczenia bezcenne. One powinny zapewnić mu dalszy ciąg przygody w Europie, nie tylko wiosną 2011, ale przez kolejne sezony. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu Zobacz gola strzelonego przez Artjomsa Rudnevsa