Najpierw Peszko i Iwański, potem Boruc i Żewłakow - już czterech graczy wyrzucił z reprezentacji Franciszek Smuda. Każda z tych afer była okazją do przypomnienia skali pijaństwa, czasem wręcz alkoholizmu zżerającego polski, a przecież także światowy futbol. Lista najwybitniejszych graczy w historii piłki pozostałaby właściwie nietknięta, gdy usunąć z niej nazwiska abstynentów. Wojciech Kowalczyk z wrodzonym wdziękiem zauważył kiedyś, że wystarczy spojrzeć na jej lidera. Diego Armando Maradona pił i ćpał. Skrajnym nonsensem jest rozgrzeszanie współczesnych reprezentantów Polski tym, że kłopoty alkoholowe mieli: Wilimowski, Pohl, Deyna, a także Best, czy Gascoigne. George Best, który zmarł pięć lat po transplantacji wątroby ogłosił kiedyś, że gdyby "nie chlał", byłby najlepszym piłkarzem w historii. A więc nawet ktoś, kto wódkę stawiał ponad wszystkie świętości miał świadomość, że w wykonywaniu zawodu hulaszczy tryb życia szkodzi. Best, Maradona, Gascoigne mieli tyle geniuszu w nogach, że przez jakiś czas dawali sobie radę bez trzeźwej głowy. Zdobyliby jednak bez porównania więcej, gdyby umieli ją zachować. Gracz wybitny staje się na kacu mniej wybitny, piłkarz średni zmienia się w miernotę. W polskiej piłce nie znajdziemy zbyt wielu zawodników powyżej średniej. Mają więc szczególny obowiązek wykorzystywania do maksimum swoich przeciętnych możliwości. Kowalczyka nie stać było na tryb życia Maradony, bo nie osiągnął nawet połowy tego, co mógł. Dzisiejszy reprezentant Polski, którego potencjał piłkarski nie jest zbyt wysoki, musi być wzorem profesjonalisty, by wyrównywać swoje szanse w konfrontacji z lepszymi. Tymczasem wielu polskich piłkarzy chce pić, jak się pije w Premier League, ale gdy następnego dnia przychodzi do biegania za piłką satysfakcjonuje ich żółwie tempo rodzimej Ekstraklasy. Jeśli Smuda ma zamiar im uświadomić właśnie ten paradoks - jego misja jest warta wielu ofiar. Reprezentacja to nie zakon surowej reguły, ale także nie szynk, gdzie ku uciesze gawiedzi stawia się z dumą flaszkę na stole. Jest jednak druga strona medalu. Krucjata Smudy jest dla mnie zbyt głośna i ostentacyjna. Z pewnością można ją prowadzić skutecznie bez takiego rozgłosu. Ostatnio przestaliśmy mówić o sposobie gry zespołu szykującego się do wielkiej misji na Euro 2012, a debatujemy o alkoholu, ubraniach niegodnych reprezentanta i dyscyplinie. Tak, jakby tych czterech wyrzuconych z kadry zostało złożonych w ofierze w jakimś stopniu także dlatego, by odwrócić uwagę od wyników drużyny. Kadra Smudy nie wygrała ani jednego z ośmiu ostatnich meczów nie tylko przez złe zachowanie piłkarzy na zgrupowaniach. Batalia selekcjonera o standardy zachowania graczy w reprezentacji jest wartością samą w sobie. Nie może być jednak głównym kryterium oceny jego pracy. Selekcjoner rozliczany będzie nie z tego ilu graczy wykluczy z reprezentacji, ale za wynik na Euro 2012. Zapamiętamy Smudę jako trenera walczącego z pijaństwem w polskiej kadrze, ale chcielibyśmy, by wsławił się jeszcze czymś innym. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu