Umarł Real Florentino Pereza, rodzi się Real Mourinho - przemiany w klubie z Santiago Bernabeu mają być fundamentalne. Przez lata prezes wybierał piłkarzy ignorując szkoleniowców, teraz będzie tylko zdobywał pieniądze na tych, których wskaże mu Mourinho. Znajomi Pereza nie chcą uwierzyć w taką metamorfozę, Mourinho postawił jednak twarde warunki. Nie podjąłby się pracy w Madrycie, gdyby drużyna miała być dziełem kogoś sterującego nim z tylnego fotela. Od chwili, gdy Porugalczyk złoży podpis na kontrakcie, "Królewscy" mają stać się więc innym klubem. 12 miesięcy temu Perez uczynił z Cristiano Ronaldo najdroższego piłkarza świata, teraz robi z Jose Mourinho najdroższego trenera. "Operacja" ma kosztować Real 120 mln euro: Portugalczyk zarobi 80 mln brutto w cztery lata, plus 20 mln jego asystenci, 8 mln wyniesie odszkodowanie dla Interu, 8 mln dla Manuela Pellegriniego i 4 mln dla jego współpracowników. Na wstępie jednak Mourinho ogłosił, że to nie pieniądze mają przywrócić Realowi jego miejsce w hierarchii, ale sprzyjająca ciężkiej pracy "rodzinna atmosfera". Taka, jaką udało mu się stworzyć w Interze. Czy to się może udać? Jose Mourinho wydaje się dziś wszechmogący. 18 tytułów w 7 lat pracy - to dokonania olśniewające. Wśród nich są po dwa mistrzostwa Portugalii, Anglii i Włoch, po jednym Pucharze i jednym Superpucharze z każdego kraju, Puchar UEFA z FC Porto i co najważniejsze dwa triumfy w Lidze Mistrzów. Byłaby czysta perfekcja, gdyby z Chelsea nie zatrzymał się dwa razy na półfinale. Nie można wyobrazić sobie lepszej autopromocji Portugalczyka niż zwycięski finał Champions League z Interem na Santiago Bernabeu. Kibice Realu mogli przekonać się na własne oczy, co może zrobić trenerski geniusz z "królewskich odpadów". Sneijderowi, Samuelowi, Cambiasso i Eto'o klub z Madrytu odmówił szansy w ostatnich latach, nie wykazał też odpowiedniej determinacji, by gole zdobywał dla niego Diego Milito. Wszyscy oni zostali w sobotę bohaterami, a do zwycięstwa poprowadziła ich niewidzialna, ale znajoma ręka. Kiedy po triumfie nad Bayernem pijani ze szczęścia piłkarze Interu wsiedli do samolotu, zauważyli, że miejsce ich trenera jest wolne. Na Bernabeu Mourinho wyściskał ich wszystkich, miał lecieć do Mediolanu gdzie czekało 40 tys fanów. Portugalczyk został jednak w Madrycie, a następnego dnia stacje telewizyjne zacytowały jego słowa, że to będzie wielka sprawa rywalizować z Barceloną o tytuł mistrza Hiszpanii. Nerwy stracił nawet szczęśliwy Massimo Moratti, który obiecał Mourinho podwyżkę z 9 mln euro za sezon do 12. Portugalczyk odpowiedział jednak, że Włochy go wyczerpały. Ma dość wojny ze wszystkimi. Chce prowadzić Real. Nie wszyscy w Madrycie są zachwyceni: a może drużyna będzie grała brzydko? Jakiś śmiały dziennikarz zapytał Mourinho, czy nie uważa, że jego wizerunek nie pasuje do wizerunku klubu (Portugalczyk uchodzi za trenera o mentalności defensywnej). Mourinho odpowiedział, iż przybywa do Madrytu właśnie po to, by zmienić wizerunek klubu. Porto czekało na triumf w Lidze Mistrzów 17 lat, Inter 45, Real zaledwie 8. Tyle, że to właśnie w Madrycie na brak cierpliwości chorują najciężej. Mourinho porwał się na wyzwanie największe. Trudno wyobrazić sobie, co będzie, jeśli po raz kolejny mu się uda. A Inter? Paradoks polega na tym, że choć najlepszy klub Europy pochodzi dziś z Serie A, to jednak odejście Portugalczyka grozi lidze włoskiej zniknięciem z mapy wielkiego futbolu. Primera Division zyskuje natomiast kolejny pojedynek wagi ciężkiej. Real kontra Barcelona, Ronaldo kontra Messi, a może przede wszystkim Jose Mourinho kontra Pep Guardiola. Jedno słowo Portugalczyka postawi sprawy na ostrzu noża, ale kibice to kupią, bez chwili wahania. Na całym świecie. Rywalizacja Kastylijczyków z Katalończykami, którzy "zaloty" Mourinho odrzucili dwa lata temu, wchodzi w nowy wymiar. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1896744">Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu</a>