Trawa na stadionie Santiago Bernabeu będzie króciutka i mokra. To najlepszy znak, jak pewny swojej drużyny jest Jose Mourinho. Podczas ostatnich wizyt w Madrycie rywali z Kalatonii ogrodnik "Królewskich" był ich 12. zawodnikiem. Wysoka, sucha murawa miała zwalniać finezyjne akcje Messiego, Xaviego i Iniesty. Paradoks polegał jednak na tym, że jedyne zwycięstwo, jakie Real odniósł nad Barcą miało miejsce na Estadio Mestalla w Walencji. Dziś "Mou" czuje się silny, siłą zespołu. Trawa ma pomagać jego drużynie, która chce zagrać ofensywnie. Barcelona musi poczuć przewagę fizyczną rywala w białych koszulkach, który pierwszy raz od prawie ćwierć wieku wygrał wszystkie mecze okresu przygotowawczego. Przeciwnicy Realu nie byli zbyt wymagający, ale "Królewscy" wbili im w siedmiu meczach 27 goli, tracąc 5. Tymczasem Barca przegrała dwa razy, dwa razy zremisowała, straciła 11 bramek zdobywając zaledwie 8, z czego aż pięć Thiago Alcantara. Oba kolosy miały jednego wspólnego rywala - Chivas Guadalajara, Real wygrał z Meksykanami 3-0, Katalończycy przegrali 1-4. Czy sparingi mogą świadczyć o klasie drużyny? O klasie może nie, ale o stanie formy na pewno tak. Nawet Pep Guardiola przyznał, że jego zespół jest opóźniony w przygotowaniach. Przed Superpucharem trener Barcy zmienił swoje przyzwyczajenia, nie wyjechał do Madrytu w dniu meczu, ale zabrał do stolicy całą kadrę już w piątek. Braków kondycyjnych, czy szybkościowych nie nadrobi, ale popracuje nad mentalnością zespołu, który nie grał w pełnym składzie od zwycięskiego finału Champions League na Wembley. Barca ma grać ostrożnie. Tak przewidują hiszpańscy dziennikarze umieszczający w drugiej linii zespołu z Katalonii Seydu Keitę. Malijczyk wystąpił podczas ostatniego Gran Derbi na Santiago Bernabeu w półfinale Champions League, ale wtedy Andres Iniesta był kontuzjowany. Teraz Iniesta jest zdrowy, ma zająć miejsce w ataku, obok Leo Messiego i Davida Villi. Pedro wyląduje na ławce, obok nowego w zespole Alexisa Sancheza, któremu Pep obiecuje jednak co najmniej kilkanaście minut na boisku. Sam Guardiola twierdził, że losy Superpucharu Hiszpanii rozstrzygną się w dużym stopniu już na Bernabeu. Trzy dni później, na Camp Nou będzie wielkie święto, bo obok Realu, który przybędzie na rewanż, zjawi się w końcu Cesc Fabregas. W Arsenalu nie zdobył nic od 2005 roku, z Barcą może wygrać Superpuchar zanim w ogóle pojawi się na boisku. Jose Mourinho przyznaje, że Superpuchar to najmniejsze trofeum, o które idzie walka w tym sezonie. Z drugiej jednak strony zarządził otwarty trening przed meczem, by tłumy fanów Realu mogły zademonstrować drużynie, jak wielkie wiążą z nią nadzieje. Na Bernabeu pojawiło się aż 57 tys. ludzi oczekujących, iż tak jak obiecywał "Mou" w drugim roku jego pracy dojdzie do przełomu. Nie byłoby bardziej optymistycznej wskazówki na przyszłość, niż zwycięstwo nad odwiecznym rywalem, który w ostatnich latach zdominowała światowy futbol. Mourinho liczy na Karima Benzemę, który po dwóch latach chudych, znów wygląda na napastnika wielkiej klasy. W sparingach zdobył 8 goli, więcej niż taka maszynka do strzelania jak Cristiano Ronaldo (7). Portugalczyk strzelił już 99 bramek w 111 meczach Realu, ale ogłasza, że w tym sezonie nie interesują go żadne indywidualne rekordy, wyłącznie tytuły zdobyte z kolegami. Jego bramka numer 100 zagraża jednak dziś Barcy. Do składu wraca kontuzjowany Sergio Ramos, Real może więc wystąpić w najmocniejszym zestawieniu, nie licząc Nuri Sahina, który od przyjścia z Borussii Dortmund nie zagrał jeszcze ani razu (kontuzja kolana). Jedyną wątpliwość, jaką miał Mourinho przed dzisiejszym meczem:, kto ma zagrać na skrzydle? Angel Di Maria czy Fabio Coentrao? Wybór między finezyjnym Argentyńczykiem za 25 mln euro i podejrzewanym o posiadanie czterech płuc Portugalczykiem, za którego Real zapłacił 30 mln. Guardiola ogłosił, że nie uznaje pretekstów i wymówek. Skoro Barca gra z Realem musi dać z siebie wszystko. Długo oczekiwana konferencja prasowa Jose Mourinho przed dzisiejszym meczem, nie okazała się satysfakcjonująca dla części hiszpańskich dziennikarzy. Nie było słowa o spiskach, skargi na selekcjonera Vicente del Bosque, który w ostatnim sparingu kadry z Włochami eksploatował graczy Realu oszczędzając piłkarzy Guardioli. Jeden z żurnalistów zapytał więc "Mou" wprost, czy będzie już taki ugrzeczniony zawsze, czy też jednak nie pozwoli się uciszyć? Oczywiście trener Realu odparł, że on uciszyć nigdy się nie da i głównie o tym donoszą dziś kibicom hiszpańskie media. Widać, że normalny mecz Realu z Barceloną to dla nich za mało emocji. Inaczej myślą zapewne fani w 147 krajach, które wykupiły prawa do transmisji. Oni woleliby show na boisku, a nie na konferencjach prasowych, jak bywało przy okazji ostatnich Gran Derbi. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2122645">Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu</a>