Wolni, przewidywalni, bez polotu - tacy byli obrońcy trofeum z Ibrahimovicem, Messim i Xavim na czele. W meczu roku przed własną publicznością Barcelona zmarnowała 85 minut na jałową wymianę podań, która nie posuwała drużyny nawet o centymetr w drodze do finału na Santiago Bernabeu. A przecież po czerwonej kartce dla Thiago Motty Barca grała w przewadze nie stwarzając jednak nawet zalążku sytuacji do zdobycia gola. A musiała przecież zdobyć dwa. Nie wiem ile indywidualnych pojedynków wygrał Messi, ale na pewno ani jednego istotnego. Jak to się robi pokazał mu zdesperowany Pique, który po wspaniałym rajdzie, obrocie dookoła własnej osi zakręcił Cordobą i Julio Cesarem posyłając piłkę do pustej bramki. Jeśli jednak Barcelona miała dziś obronić pozycję najlepszej drużyny świata, to udało się to wyłącznie jej stoperowi. Messi zrobił bardzo niewiele - jeden wspaniały strzał obroniony przez Cesara w pierwszej połowie. Xavi miał asystę, ale nie był normalnym liderem tak często w innych przypadkach ocierającym się o geniusz. Ibrahimovic wyłącznie osłabiał drużynę i Pep Guardiola będzie musiał użyć wszystkich szarych komórek, by uzasadnić przeczucie, które pchnęło go do wymiany na Samuela Eto'o. Kameruńczyk drugi rok z rzędu zagra w finale Champions League. Jose Mourinho czekał na swoją powtórkę sześć lat. Inter na swoją 38 lat. Barcelona straciła natomiast historyczną okazję zagrania finału Champions League na boisku największego rywala. Pep Guardiola ma tylko trzy dni na podniesienie upadłego morale piłkarzy, którzy muszą wygrać w Villarreal, by nie zakończyć sezonu bez trofeum. Tak dumni z siebie Katalończycy mogą zdobyć mniej niż będący w jej głębokim cieniu Real Madryt. Inter zagrał mądrze i nie on ponosi winę za to, że mecz był brzydki i nudny (nie licząc ostatnich 5 minut). To Barca miała obowiązek rozerwać jego obronę i tego nie umiała. Mourinho miał wymyślić sposób, by na Camp Nou jego drużyny nie spotkało to co Stuttgart i Arsenal. I sprawił, by dla Messiego i spółki wrócił koszmar Chelsea sprzed roku. Wtedy szczęście było po stronie Barcelony, teraz wystarczyło, by sędzia uznał bramkę Bojana Krkica po kontrowersyjnej ręce Yaya Toure. Ale nie uznał. Barcelona poniosła najboleśniejszą porażkę w erze Guardioli, można obwieszczać koniec jej hegemonii, ale z pewnością bezpodstawne byłoby dopatrywanie się końca tej drużyny. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1883224">Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu</a> Czytaj także <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/liga-mistrzow/news/mourinho-znalazl-sposob-na-barce-inter-w-finale,1471269">Przeczytaj relację z meczu FC Barcelona - Inter Mediolan 1-0</a>