Nawet mecz w Londynie, z przeciętnym Olympiakosem Pireus stał się kolejną okazją dla Szczęsnego do udowodnienia swojej klasy. Nie byłoby zwycięstwa 2-1, gdyby nie nogi 18-letniego Aleksa Oxlade-Chamberlaina i ręce 21-letniego Polaka. Obrońcy klubu z "The Emirates" jeszcze raz zrobili, co można, by Szczęsny im w bramce nie zmarzł, choć za rywala mieli murowanego kandydata do czwartego miejsca w grupie F. Z Agrykoli skoczył do wielkiego futbolu "Kanonierzy" przeżywają najgłębszy kryzys od czasów, gdy ich trenerem został Arsene Wenger, w najbliższy weekend czekają ich derby z Tottenhamem mogące zepchnąć zespół w okolice strefy spadkowej. W Champions League sytuacja jest lepsza (4 pkt), ale wydaje się, że w takim stanie drużyny Szczęsnego nie stać na więcej, niż wyjście z grupy. Prawdopodobnie kosztem "polskiej" Borussii Dortmund, która poległa wczoraj w Marsylii 0-3. "Przejściowe kłopoty, czy też upadek kolosa?" - takie pytanie zadają sobie wszyscy zastanawiając się nad rozwojem wypadków na "The Emirates". Z drużyny uciekło kilku kluczowych graczy, nie bardzo wiadomo ile czasu zajmie Wengerowi wykreowanie następców. Na razie nie zawodzi go instynkt w sprawach bramkarzy. W każdy weekend brytyjskie media podkreślają, że Szczęsny zagrał kolejny dobry mecz. Polak ma znacznie więcej okazji do zaistnienia, niż by sam oczekiwał. 25 maja 2005 roku, kiedy w Stambule Jerzy Dudek zostawał bohaterem finału Champions League, Wojciech Szczęsny skończył zaledwie 15 lat. Wystarczająco dużo jednak, by rozmarzyć się na temat roli polskich bramkarzy wyrastającej o dwie klasy ponad ponury stan naszego futbolu. W tamtym roku Arsenal Londyn był po raz ostatni mistrzem Anglii, docierając w kolejnym sezonie do finału Ligi Mistrzów. Jesienią zaprosił do siebie 16-latka ze stołecznej Agrykoli, który trenował już w Legii z Krzysztofem Dowhaniem. To był skok w wielki futbol. Na zawodowy kontrakt Szczęsny pracował dwa lata, niedługo potem złamał obie ręce podnosząc sztangę na treningu, co opóźniło jego marsz w górę o pięć miesięcy. 13 grudnia 2010 roku zadebiutował w Premier League w przegranym 0-1 meczu z Manchesterem United, co na Wyspach odnotowano, jako "objawienie talentu". Wydumane porównania do Petera Schmeichela to już głównie kwestia medialna, ale z pewnością polski bramkarz start w dorosłą piłkę miał godny pozazdroszczenia. Nie mógł tylko przypuszczać jak traumatyczna będzie dla niego i drużyny już następna wizyta na Old Trafford. Kryzys Arsenalu przesadnie go nie uwiera Osiem goli straconych tuż przed przyjazdem na towarzyski mecz reprezentacji z Niemcami Szczęsny "odpracował" w 90 minut. Pytany o postawę Wojtka w Gdańsku Lucas Podolski powiedział, że to oczywiste, iż ktoś zatrudniony w Arsenalu musi być graczem najwyższej klasy. Z każdym meczem "Kanonierów" staje się to jednak mniej oczywiste. Na razie 21-latka z Polski kryzys wielkiej drużyny przesadnie nie "uwiera". Nie marznie w bramce, wciąż jest w grze, w ogniu wydarzeń mając szansę szybko się rozwijać. Do Wengera czuje podziw i wdzięczność za wielką szansę, którą dostał. Problem pojawi się wtedy, gdy zacznie myśleć o trofeach. Tak jak Cesc Fabregas, który po ośmiu latach spędzonych w Londynie miał dwa, więc wrócił do Barcelony, gdzie kolejne dwa trofea zdobył w 10 dni. Do dziś uznaje jednak trenera Arsenalu za swojego przybranego ojca. Mówiąc o Cescu Szczęsny stwierdził, że skoro uważa się za gracza godnego tytułów, tym bardziej powinien wytrwać trudne chwile i swoją wielkość udowodnić w Londynie. W życiu piłkarza często bywa jednak tak, że aby zrobić krok do przodu, trzeba odejść. Oby Wojciech Szczęsny nie musiał się o tym kiedyś sam przekonać. Jeśli w klubie nic się nie zmieni, Polak nieuchronnie zacznie z niego wyrastać. Czytaj inne teksty Darka Wołowskiego i dyskutuj z nim na jego blogu Zobacz, jak broni Wojciech Sczęsny: Parady z jego pierwszego sezonu w Premier League: Niesamowite interwencje z meczu Polska - Niemcy