Ta wymiana zdań nie pochodzi ze scenariusza filmowego. Opowiadał mi ją kilkanaście lat temu piłkarz drużyny walczącej o awans do Ekstraklasy. Marzył, by zdobywać gole. I zdobywał - w meczach, które prezes kupował. Mijał miesiąc za miesiącem, a on nawet nie wiedział, czy jest dobry, czy zły. Nie mógł wiedzieć skoro strzelał bramki po kiksach obrońców, które normalnie nigdy by się nie zdarzyły. Wszechobecna korupcja w polskich ligach była przestępstwem wobec kibiców. Ludzie płacili za bilet, a potem emocjonowali się farsą z ustalonym z góry wynikiem. Ale przytoczony przeze mnie przykład pokazuje, że ustawiane mecze zwyczajnie niszczyły futbol. Może również dlatego, jest z nim dziś w Polsce tak źle. Byli tacy, którzy dobrze z korupcji żyli, ale wielu innych padło ofiarą cynizmu działaczy, piłkarzy i sprzedajnych sędziów, by na końcu zmienić się w kogoś podobnego. Wystarczy spojrzeć kto jest na liście podejrzanych w śledztwie prowadzonym przez prokuratorów z Wrocławia: były selekcjoner kadry, najbardziej znani sędziowie, członkowie zarządu PZPN - byłego i obecnego. Lista jest coraz straszniejsza i dłuższa uzmysławiając skalę przestępstwa dokonanego na futbolu. Gdy problem ujrzał światło dzienne większość ludzi polskiej piłki zareagowała jakby grunt usuwał im się spod nóg. W sierpniu 2005 roku Piotr Dziurowicz przyznał się do handlowania meczami i publicznie opowiedział o korupcji. PZPN zamiast wezwać prezesa GKS Katowice i wysłuchać jego wyznań, dożywotnio wykluczył go ze swoich struktur. Ówczesny prezes Michał Listkiewicz przekonywał, że Dziurowicz zniszczył wielu ludzi poddając w wątpliwość ich uczciwość. A potem ci, którzy oburzyli się na Dziurowicza wyjeżdżali jeden po drugim do Wrocławia. Prokuratura od początku alarmowała, że działacze Związku chcą sprawę wyciszyć i zamieść pod dywan. Gdy oburzona opinia publiczna oczekiwała trzęsienia ziemi w PZPN, działacze zbudowali okopy i do dziś bronią swoich stołków. Działaczy nie było stać nawet na to, by przyznać, że korupcja była w naszej piłce procederem powszechnym. Zamiast tego uchwalili abolicję, by kluby nie cierpiały za winy popełnione przez zatrudnionych w nich nieuczciwych ludzi. Odbiór kibiców był jednoznaczny. Nikt w PZPN nie chce walczyć z korupcją, bo musiałby się porwać na siebie, lub swoich kolegów. Działacze, trenerzy, sędziowie będą się bronić do ostatniej kropli krwi, choćby naszą piłkę mieli utopić w bagnie. Dziurowicz od początku sugerował, że winne są najwyższe władze Związku i jego prezes. Listkiewicz mawiał na to przewrotnie, żeby do dymisji podał się minister zdrowia skoro lekarze w Polsce biorą łapówki. Nie ma już jednak w PZPN człowieka, który byłby autorytetem, szanowanym przez kibiców - kimś takim jak zmarły trzy lata temu Kazimierz Górski. Dziś w piłkarskim Związku niemal wszyscy są ochlapani korupcyjnym błotem. PZPN tkwi w okopach uznając, że wzburzenie kibiców to przede wszystkim efekt nagonki - ministerstwa sportu i mediów. Nowy prezes Grzegorz Lato zatwierdził swój zarząd, ale już po kilku tygodniach jeden z jego bliskich współpracowników wyruszył w drogę do Wrocławia. To wszystko stwarza wrażenie, że PZPN jest piłkarskim betonem impregnowany na wszystkie argumenty. Że działacze zamknęli się w skansenie nie po to, by dbać o polski futbol, ale żeby żerować na nim. A nad wszystkim czuwają patroni z FIFA i UEFA. Działaczom PZPN można oddać jedno: konsekwentnie nie robią nic, by swój wizerunek zmienić. ZOBACZ WSZYSTKIE TEKSTY DARKA WOŁOWSKIEGO I DYSKUTUJ NA JEGO BLOGU!