"Świetna drużyna, brakuje jej tylko Leo Messiego" - czy taka teza w odniesieniu do reprezentacji Hiszpanii brzmi niestosownie? Przecież najlepszy piłkarz świata sam określił barwy, które chce reprezentować i mimo hiszpańskich nacisków postawił na Argentynę. Wybrał drogę trudniejszą, zespół, w którym nie może się odnaleźć do tego stopnia, że zawiedzeni jego grą rodacy ochrzcili go ironicznie "Katalończykiem". Gdyby jednak odrzucić emocje i sentymenty, wychowany w barcelońskiej szkółce "La Masia" piłkarz idealnie pasowałby do reprezentacji Hiszpanii, gdzie u boku Xaviego i Iniesty miałby łatwiejszą drogę po złoto mistrzostw świata. To już jednak tylko czysta teoria - uwielbiany w RPA Leo jest dziś symbolem kadry Maradony, tak jak Xavi Hernandez i jego pięciu kumpli z Barcelony zespołu Vicente del Bosque. Sukces szkółki "La Masia" zmienił nie tylko klub z Katalonii, ale także drużynę narodową zdominowaną przez graczy Realu Madryt w poprzednich latach. Dziś Hiszpania jest Barceloną wśród drużyn narodowych, a jej styl bez trudu można porównać z tiqui taca - wygrywanym przez "orkiestrę" Pepa Guardioli. Proces "barcelonizacji" kadry się nawet pogłębia, mimo że na jej czele stanął trener związany z Realem Madryt. U Luisa Aragonesa miejsce w podstawowej jedenastce mieli Xavi, Puyol i Iniesta, u Del Bosque dołączyli do nich Pique, Busquets, a w kolejce czekają Pedro, Valdes i Bojan Krkic. Ten ostatni dwa lata temu odmówił wyjazdu na mistrzostwa Europy, ale gdy w końcówce sezonu wygrał w klubie rywalizację ze Zlatanem Ibrahimovicem, selekcjoner musiał wziąć go pod uwagę (ostatecznie Bojan nie znalazł się w kadrze na RPA). "Fajna drużyna, brakuje jej tylko Hugo Sancheza" - taką etykietę nosiła reprezentacja Hiszpanii w czasach Quinta del Buitre. Na przełomie lat 80. i 90., gdy w drużynie narodowej brylowali genialni wychowankowie "Królewskich": Emilio Butragueno, Michel, Manuel Sanchis i Martin Vasquez, superstrzelec Realu bardziej pasował do kadry Hiszpanii niż Meksyku (jak dziś Messi). Po Butragueno emblematem "La Roja" na kolejne 10 lat został inny wielki napastnik Realu Raul Gonzalez, w 102 meczach poprawiając jej strzelecki rekord. Pierwszą z 44 bramek zdobył 14 grudnia 1996 roku w wygranym 2-0 meczu z Jugosławią w eliminacjach francuskich mistrzostw świata, ostatnią 19 czerwca 2006 roku w Stuttgarcie wyrównując wynik pojedynku z Tunezją (3-1) podczas ostatniego mundialu w Niemczech. Wielki szok dla Hiszpanów, kiedy Aragones rezygnował z Raula, zakończył się równie wielkim sukcesem drużyny na Euro 2008. Vicente del Bosque nikt już o złą wolę wobec kapitana Realu nie podejrzewał. Dziś jest czas Villi i Torresa - nowy nabytek Barcelony w zaledwie 57 spotkaniach "La Roja" zdobył 38 bramek. Był królem strzelców mistrzostw Europy, gdyby udało się to w RPA pobicie osiągnięcia Raula mogłoby się zbiec z nieporównywalnie większym sukcesem. Żeby jednak napastnicy trafiali do siatki niezbędna jest głowa Xaviego Hernandeza - jednoosobowego centrum zarządzania mistrzów Europy. To on sprawia, że między stylem Hiszpanii i Barcelony jest aż tyle analogii. Mając u boku Iniestę, za sobą Pique, Puyola i Busquetsa, robi właściwie zupełnie to samo, co u Pepa Guardioli. A przecież w kadrze jest jeszcze wychowany w "La Masia" gracz Arsenalu Cesc Fabregas. W czasach Raula, czy Quinta del Buitre grali w kadrze Hiszpanii piłkarze Barcelony (Guardiola, Bakero, Julio Salinas, Nadal, Ferrer, Sergi), nie byli jednak graczami kluczowymi. Tak samo dziś piłkarze Realu (Casillas, Ramos, Arbeloa, Albiol, Xabi Alonso) są ważnymi postaciami dla Del Bosque, ale jednak spełniają w drużynie funkcje pomocnicze. Każdego z nich dałby radę zastąpić inny piłkarz, rolę Xaviego mógłby spełniać wyłącznie Fabregas lub Iniesta. <a href="http://www.dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1904166">Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim!</a>