"Małolat" był lokomotywą tej hiszpańskiej "kolejki" - zabawy rodem z przedszkola przeniesionej do wielkiej piłki. Polewający dziennikarzy szampanem David Villa nie zdjął nawet marynarki od garnituru. Uraz mięśni pozbawił go szansy gry w finale z Niemcami, ale nie odebrał tytułu mistrza Europy i króla strzelców turnieju w Austrii i Szwajcarii. Za Villą biegli spoceni: Iker Casillas, Fernando Torres, Carlos Marchena, Sergio Ramos, Carles Puyol, potem Xavi, Senna, a na końcu zabłąkany Andres Iniesta z miną człowieka nieświadomego, co się dzieje. Takich scen jak na Euro 2008, nie było na zakończenie Pucharu Konfederacji. Hiszpania zajęła zaledwie trzecie miejsce, wymarzony finał z Brazylią przeszedł jej koło nosa, a sfrustrowany napastnik Valencii opowiadał, że jest na najtrudniejszym zawodowym zakręcie. Właściwie wszystko było już jasne, przed czterema tygodniami Real uzgodnił z Valencią warunki transferu. Villa miał grać na Santiago Bernabeu za 37 mln euro, ale zakup Cristiano Ronaldo (94 mln) sprawił, iż działacze z Mestalla musieli zmienić zdanie. Oddając swoją gwiazdę za 35 proc wartości Portugalczyka wyszliby na głupców? CZYTAJ WIĘCEJ I DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO