Koncepcje na temat meczów Atletico z Barceloną zmieniają się szybko. Kiedy trzy lata temu, idąc z Realem po mistrzostwo łeb w łeb, Katalończycy wygrali na Vicente Calderon 6:0, komentowano, że podarowaniem Barcy łatwych punktów gracze Atletico zademonstrowali całą swoją niechęć do Królewskich. Nowa teoria głosi jednak, że wobec zagrożenia z Katalonii, kluby z Madrytu trzymają się razem. W ostatnich dwóch latach drużyna z Vicente Calderon brała bezpardonowy rewanż, za klęski na Camp Nou. Jej zwycięstwo 4:3 przed rokiem sprawiło, że zaczęto postrzegać stadion Atletico jako miejsce najbardziej nieprzyjazne dla klubu z Barcelony. Nic dziwnego, że Rafael van der Vaart i Gonzalo Higuain opowiadają ze swadą, jak to w niedzielę zasiądą przed telewizorami w roli kibiców sąsiada z Madrytu. Sprawa jest zupełnie naturalna: mija 45 dni nowego roku, a Real nie zbliżył się do Barcy na krok. Szansę dostał zresztą tylko na samym początku, gdy gracze Pepa Guardioli niespodziewanie podzielili się punktami z Villarreal. Teraz okazja wydaje się nadzwyczajna, jeśli dziś Królewscy ograją słabiutkie Xerez. Bo właśnie w okresie, gdy po porażce w Pucharze Króla, lider z Katalonii przestał grać dwa razy w tygodniu, ma pierwsze poważne kłopoty ze składem. Wszystko działo się jak u Hitchcocka: zaczynając od trzęsienia ziemi w meczu z Getafe, gdzie lider stracił Marqueza i Pique (czerwone kartki) oraz Alvesa i Toure (kontuzje). Potem było z każdym dniem groźniej, gdy przyszły wieści o urazach Abidala i Czyhryńskiego. Guardiola został z trzema obrońcami: rezerwowym Maxwell, Gabim Milito, który wrócił do gry po półtora roku walki ze zdrowiem, i Puyolem (ze względu na uraz cały tydzień ćwiczył indywidualnie). Przed ciężkim egzaminem na Calderon najlepsza obrona świata (zaledwie 11 goli straconych w 21meczach Primera Division) rozsypała się w drobny mak? Guardiola twierdzi, że nie, póki drużyna gra swoim systemem, czyli wysokim presingiem. Ciekawe tylko, czy chłopcy z "La Masia", których musi zabrać do Madrytu, potrafią utrzymać system na tym samym poziomie? Na prawej obronie zagra prawdopodobnie Marc Bartra, lub Jeffren. Nastroje w Atletico są ostatnio znacznie lepsze po awansie do finału Pucharu Króla. Klub z Calderon nie grał w nim dziesięć lat, teraz spotka się z pogromcą Barcelony (FC Sevilla). By rozwiać wszelkie złudzenia Sergio Aguero ostrzega, że nie ma najmniejszego zamiaru pomagać nikomu. Przyjaciel Leo Messiego i zięć Diego Maradony był już kilka razy katem Barcelony. W parze z Diego Forlanem "maltretowali" Victora Valdesa przez ostatnie dwa lata. Barcę i Atletico dzieli w tabeli przepaść 31 pkt. Jest to miara nie tylko dobrej gry obrońcy tytułu, ale też fatalnej zespołu z Vicente Calderon. Drużyna z Madrytu znalazła się zaledwie 6 pkt nad strefą spadku i częściej niż przed siebie, musi zerkać z obawą w tył. Barcelona wciąż jest drużyną niepokonaną, żaden rywal z Primera Division nie strzelił jej więcej niż dwa gole, Atletico przegrało aż dziewięć spotkań, a jego bramkarz sięgał do siatki 34 razy. Czy to nie paradoks, że lider musi się aż tak obawiać wyprawy na Calderon? DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU