Arsene Wenger nie może nawet powiedzieć sakramentalnej formuły: "mecz nam się nie ułożył". Bo się ułożył. Błąd Gabriela Milito i bramka Nicklasa Bendtnera postawiły Barcelonę pod ścianą. Wtedy nastąpiło jednak objawienie futbolowego boga, który trzema dotknięciami piłki odmienił wszystko. Leo Messi rozstrzygnął mecz dając nawet małego pstryczka w nos Cristiano Ronaldo wyprzedzając go w klasyfikacji najskuteczniejszych graczy Champions League (8 goli). Barcelona nie zagrała wielkiego meczu (sporo strat i błędów), wielki mecz zagrał Argentyńczyk, w 87. min przeprowadził rozstrzygający rajd i czwarty raz trafił do siatki rzucając na kolana nie tylko Manuela Almunię, ale cały Arsenal. Dopiero wtedy skończyły się emocje - wcześniej, w 72. min Bendtner trafił piłką w słupek, choć z powodu nieistniejącego spalonego sędziowie przerwali akcję Duńczyka. Londyńczycy bili się niemal do ostatniej chwili, ale nie byli w stanie odmienić tego, co nieuniknione. Mieli przeciw sobie siły nadprzyrodzone skumulowane w nogach Argentyńczyka. Barcelona trzeci raz z rzędu awansowała do półfinału Champions League, gdy dodać do tego zwycięstwo w sezonie 2005-2006, to będzie dowód, że Katalończycy, którzy aż do 1992 roku żyli w wielkim kompleksie Pucharu Europy, dziś już o tym nie mogą nawet pamiętać. A Leo Messi osiągnął status Ronaldinho, tyle, że jego panowanie powinno potrwać znacznie dłużej. Barca gra teraz z Interem, który na półfinał Champions League czekał aż siedem lat. Odżyją porównania romantycznego Guardioli z pragmatycznym Jose Mourinho, który będzie coś musiał wymyślić "na Messiego". Wszyscy wrócą też do debaty na temat przedsezonowej wymiany Zlatana Ibrahimovica na Samuela Eto'o. Kiedy Ibra wyjeżdżał z Mediolanu powiedział kolegom sakramentalne "do zobaczenia w finale" świadomy, że Liga Mistrzów będzie w nadchodzącym sezonie głównym celem w obu klubach. Zlatan "zobaczył się" z Interem już w fazie grupowej. Na San Siro było 0-0, na Camp Nou, bez niego i Messiego, Barca wygrała łatwo 2-0. Teraz jest to już bez znaczenia. Bezradny wtedy mistrz Włoch zbudował swoje morale eliminując Chelsea. W ostatnim przystanku przed przyjazdem na finał na Santiago Bernabeu (22 maja), Barca będzie miała już innego rywala. Na razie, za cztery dni Katalończycy jadą do Madrytu na Gran Derbi, które może rozstrzygnąć o tytule mistrza Hiszpanii. Guti mówi, że Real nikogo się nie boi, Sergio Ramos jest mniej oderwany od rzeczywistości, bo wskazuje na Leo Messiego. Jeśli w sobotę nastąpi kolejne objawienie - Królewskim może przytrafić się to, co przed rokiem. Mający szanse już tylko na jedno trofeum w tym sezonie Real ma jednak znacznie więcej atutów niż Arsenal. Choćby podrażnione ambicje strąconego z Olimpu przez Messiego Cristiano Ronaldo. Porozmawiaj na blogu Darka Wołowskiego o Lidze Mistrzów *** Przeczytaj relację z meczu FC Barcelona - Arsenal Londyn 4-1