"Przybył do klubu przez lata przypominającego bajzel, i w kilka miesięcy zrobił porządek" - słowa Diego Armando Maradony były z pewnością najbardziej dosadnym komplementem, jaki usłyszał Jose Mourinho. Na temat efektów pracy Portugalczyka w Realu Madryt wypowiadali się już właściwie wszyscy. "Powinniśmy być wdzięczni tak wielkiemu trenerowi, że zechciał pracować w lidze hiszpańskiej" - mówił Jose Antonio Camacho przed pierwszym meczem Osasuny z "Królewskimi". Na Santiago Bernabeu gospodarze wygrali 1-0 po golu Ricardo Carvalho, co potwierdzało geniusz Mourinho, który zmusił władze klubu do wydania 8 milionów euro na swojego 32-letniego pupila. Mecz rozegrany 11 września 2010 roku był o tyle istotny dla Realu i Mourinho, że właśnie wtedy poznali smak pierwszego wspólnego zwycięstwa. Na dodatek tego samego dnia wielki rywal z Barcelony przegrał u siebie z Herculesem Alicante 0-2 zdradzając oznaki słabości i przemęczenia. Efekty pracy Mourinho wydawały się następować natychmiast - między 3, a 23 października Real wygrał trzy mecze ligowe wbijając rywalom 16 goli. W między czasie ograł też Milan w Lidze Mistrzów 2-0. "Królewscy" obronili pierwszą pozycję w Primera Division do Gran Derbi 29 listopada, a potem aż do 16 stycznia 2011 roku nie odstępowali Barcelony nawet na krok. Okazało się jednak, że nawet pod ręką najlepszego trenera na świecie gracze z Madrytu nie unikną przemęczenia, zniechęcenia i wahań formy. Minęło pół roku od szczęśliwego 11 września i role się odmieniły. Barca pokonała Hercules 3-0, Real przegrał w Pampelunie 0-1. Fatalny debiut miał Emmanuel Adebayor, choć nie on na to zapracował. Po stracie gola Mourinho rzucił do gry napastnika z Togo, Kakę i Xabiego Alonso, a gracz wypożyczony z Manchesteru City za 4 mln euro walczył z większą pasją niż pozostali dwaj, którzy półtora roku temu kosztowali w sumie Florentino Pereza 100 mln. Strata Realu do Barcelony wzrosła do 7 pkt. To jeszcze nie przepaść, ale drużyna Pepa Guardioli straciła dotąd tylko 5 pkt w 21 meczach! "Realowi ucieka liga" - napisał dziennik "Marca" w sprawozdaniu z Pampeluny po raz pierwszy w tym sezonie przyjmując ton podsumowujący rozgrywki. Camacho nie musiał tym razem komplementować Mourinho, sam zasłużył na słowa uznania, bo drużyna pętająca się w okolicach strefy spadkowej z budżetem 15 razy mniejszym, była od Realu lepsza. Gdyby policzyć sytuacje do zdobycia gola - bliżej było 2-0 niż 1-1. W 83. min Alvaro Arbeloa wybił piłkę z pustej bramki Ikera Casillasa. Lider klasyfikacji strzelców Cristiano Ronaldo zdobył zaledwie jednego gola w pięciu ostatnich meczach zapewniając Realowi tylko pucharowe zwycięstwo z Atletico na Vicente Calderon. Dwa triumfy dały bramki Karima Benzemy (z Mallorką w lidze i Sevillą w Pucharze), gol Estebana Granero starczył do remisu z Almerią, teraz przyszła druga ligowa porażka. Kiedy Portugalczyk nie strzela, Real ma wielkie kłopoty, zdradzając nadmierną zależność od skuteczności lidera. Do końca sezonu aż 17 meczów, ale na wszelki wypadek warto przypomnieć, że Pep Guardiola może być dopiero drugim, po Johannie Cruyffie, trenerem w historii FC Barcelony, który poprowadzi drużynę do trzech kolejnych tytułów mistrza Hiszpanii. A Mourinho? Musi przypomnieć swoim krytykom, że efekty jego pracy mają przypaść dopiero w kolejnym roku. Poza tym na lidze nie kończy się świat. Już za niewiele ponad trzy tygodnie pierwszy mecz z Lyonem w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Real ma szanse zagrać w ćwierćfinale po raz pierwszy od 7 lat. Za trzy dni drużyna może być też w finale Pucharu Króla, którego nie wygrała od 1993 roku. W Pampelunie Mourinho przegrał wiele, ale z całą pewnością nie wszystko. Czytaj inne teksty Darka i dyskutuj z nim na blogu - Kliknij!