Zewald poinformowała, że doniesienie do prokuratury to wynik przeprowadzonego w MOSiR audytu. Miał on wykazać, że Gałązka nadużywał swoich uprawnień i niedopełniał obowiązków służbowych. Dyrektorowi zarzuca się m.in. "uznaniowe" finansowanie z pieniędzy MOSiR studiów pracowników i udzielania urlopów osobom zdającym egzaminy na uczelniach oraz brak zapisów, gwarantujących firmie zwrot pieniędzy za wykształcenie w przypadku rozwiązania umowy o pracę przez pracownika. - MOSiR zapłacił również 12 tys. zł za zaoczne studia doktoranckie dyrektora na Uniwersytecie Medycznym. Nie wiemy na jakim kierunku, ale wiemy, że nie zaliczył trzeciego roku. Decyzję o finansowaniu studiów dyrektora podjął ówczesny wiceprezydent miasta Włodzimierz Tomaszewski - powiedziała Zewald. Dodała, że audyt wykazał również, że niektóre inwestycje MOSiR były finansowane z pominięciem ustawy o zamówieniach publicznych. Dyrektorowi zarzucono również nieprawidłowe gospodarowanie darowizną od firmy Dell w wysokości 63 tys. zł. Zdaniem obecnych władz miasta decyzje dyrektora doprowadziły również do przegranych procesów z dziesięcioma byłymi pracownikami MOSiR, którym trzeba wypłacić 57 tys. zł zaległych świadczeń. Według Zewald kwota ta może wzrosnąć do ok. 1 mln zł, jeśli na niekorzyść MOSiR zostaną również rozpatrzone pozostałe sprawy ze zwolnionymi pracownikami. Zewald dodała, że ze względu na długotrwałą chorobę dyrektora Gałązki nie można było się z nim skontaktować a każda kontrola i próba wejścia do MOSiR były bardzo utrudnione. - Kontrola zakończyła się przykrymi wnioskami. Dlatego wydział sportu skierował dzisiaj do prokuratury doniesienie o podejrzeniu popełnienia przez dyrektora Gałązkę przestępstwa polegającego na nadużyciu uprawnień i niedopełnieniu obowiązków służbowych. Również dzisiaj złożyłam do prezydenta Tomasza Sadzyńskiego wniosek o zwolnienie dyscyplinarne dyrektora MOSiR - powiedziała Zewald. Gałązka nie zgadza się z zarzutami przedstawionymi przez wiceprezydent Łodzi. Jego zdaniem zarzuty są niepoważne, a kierowany przez niego MOSiR działał zgodnie z przepisami. - To są totalne bzdury, których nikt nie sprawdził. Nie było żadnego pomijania ustawy o zamówieniach publicznych. Sprawy z byłymi pracownikami nie są zakończone prawomocnymi wyrokami i nie zakończyły się naszą przegraną. MOSiR jako zakład budżetowy miał fundusz na szkolenia i fundusz na studia. Przez cztery lata wysłałem na studia kilkanaście osób. Nic w tym złego nie ma. Zgodnie z ustawą mogłem udzielić urlopów na czas zdawania egzaminów. To jest wszystko zgodne z przepisami - powiedział Gałązka. Jego zdaniem nie doszło do naruszenia prawa również w innych sprawach omawianych przez wiceprezydent Zewald. Gałązka podkreślił, że do tej pory nie miał żadnej możliwości ustosunkowania się do kierowanych pod jego adresem zarzutów. Wyjaśnił, że w każdej chwili mógł się spotkać z przedstawicielami władz miasta, jednak nikt nie chciał z nim rozmawiać. - 6 czerwca, gdy złożyłem rezygnację z funkcji prezesa piłkarskiej spółki ŁKS prezydent Tomasz Sadzyński powiedział, że za dwa dni mnie wezwie i pogadamy. Dzisiaj jest 7 października. Trzeba więc spytać, czy ktoś chce się spotkać czy nie. Ja jestem do dyspozycji - powiedział Gałązka. Dodał, że spodziewał się, że obecne władze miasta podejmą działania zmierzające do usunięcia go z zajmowanego stanowiska. - Nic się nie dzieje przypadkowo. Wszyscy dokładnie wiedzieli, że po referendum w urzędzie miasta powstała czarna lista, a Gałązka jest na tej liście - powiedział dyrektor MOSiR. Gałązka w pewnym momencie sprawował funkcje w trzech miejskich instytucjach sportowych w Łodzi. Był dyrektorem MOSiR, prezesem spółki zarządzającej Atlas Areną i prezesem piłkarskiej spółki ŁKS.