Są takie miejsca, gdzie przeszłość jest ważniejsza od tego, co zdarzy się jutro, za tydzień, za rok. Miasto Semej na terenie dzisiejszego Kazachstanu do takich miejsc należy. Semej naznaczone jest piętnem od czasów Związku Radzieckiego. To właśnie tutaj mieścił się jeden z wielu sowieckich ośrodków badań nuklearnych. Pomimo że badania były prowadzone na ogromną skalę, procedury bezpieczeństwa traktowano lekceważąco i choć dzięki przemysłowi atomowemu ludzie w tym ubogim regionie mieli pracę, ryzykowali bardzo wiele. Jak wiele, pokazała liczba ofiar choroby popromiennej. W jej konsekwencji dzieci rodziły się ze zdeformowanymi ciałami, dorośli chorowali na białaczkę lub umierali wkrótce po wykryciu pierwszych objawów. Dramat dotknął prawie półtora miliona ludzi. Wielkie dzieła tworzy się latami To właśnie w Semeju, mieście, które wydawało się być skazane na smutną legendę, urodził się syn Nadieżdy i Władimira Kliczków, który imię przyjął po ojcu. W 1976 roku na terenie ówczesnej Kazachskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej przyszedł na świat jeden z największych sportowców naszych czasów - Władimir Kliczko. Od najmłodszych lat razem ze swoim starszym bratem Witalijem lubili ciężką pracę. Pomagali matce w pracach domowych, a kiedy tylko mieli okazję, namawiali ojca, by ten opowiadał im o czasach, gdy był pilotem wojskowym. Gdy Władimir miał dziewięć lat, rodzina przeprowadziła się na Ukrainę i wkrótce potem bracia rozpoczęli treningi bokserskie. Bywało, że wracali mocno poobijani, ale nie przejmowali się tym zbytnio. - Babcia zawsze powtarzała: "Kiedy jesteś mężczyzną, wystarczy, że wyglądasz trochę lepiej niż... małpa" - żartował po latach Władimir. Miał mocny charakter. Szybko postanowił, że kariera bokserska jest jego przeznaczeniem. - Kiedy byłem nastolatkiem, zapragnąłem zostać wielkim sportowcem, prawdziwym mistrzem. Podstawą do tego był oczywiście ciężki trening. Wielu ludzi uważa, że boks to tylko brutalna bijatyka, ale najlepsi zawodnicy są jak artyści. Porównałbym ich do muzyków - każdy ich ruch jest precyzyjnie przemyślany i potrzebny. Aby jednak powstało wielkie dzieło potrzeba wielu godzin ćwiczeń - opowiadał Władimir. Przez Warszawę po olimpijskie złoto Prawdziwy boks zaczął się dla Władimira w latach 90. Wraz z Witalijem zbierał szlify w Gwardii Warszawa, a jako 17-latek zdobył Mistrzostwo Europy Juniorów Wagi Ciężkiej. Już rok później sięgnął po srebro na Mistrzostwach Świata, ale szersza publiczność miała usłyszeć o nim dopiero podczas igrzysk olimpijskich w Atlancie. Szybki i bijący bardzo mocno reprezentant Ukrainy bez problemów przeszedł eliminacje turnieju olimpijskiego i w wielkim finale miał zmierzyć się z gigantem pochodzącym z Wysp Tonga, Paeą Wolfgrammem. "Wojownik z Tongi" dysponował równie mocnym ciosem, jak Kliczko, ale przy 140 kilogramach wagi nie miał szans zatrzymać szybkiego i dobrze przygotowanego taktycznie Władimira. Rozstrzygnięcie mogło być tylko jedno: wyraźne zwycięstwo Ukraińca. Władimir pokonuje "Wojownika z Tongi" i zdobywa olimpijskie złoto: Otwarte drzwi do wszechświata Po walce z olbrzymem z Wysp Tonga, drzwi do zawodowej kariery stanęły przed Władimirem otworem. Wkrótce wraz z bratem, który kilka lat wcześniej zrezygnował z kickboxingu, podpisali kontrakty z bokserską agencją Universum (niem. Wszechświat). Już w listopadzie 1996 roku Władimir stoczył pierwsze pojedynki na zawodowym ringu, a jego trenerem był znany ze współpracy z ówczesną gwiazdą Universum, Dariuszem "Tigerem" Michalczewskim, niemiecki specjalista Fritz Sdunek. - Zawdzięczam mu bardzo dużo, bo to on nauczył mnie wykorzystywać do maksimum moje atuty - wspominał Władimir. - Treningi u Fritza były niewiarygodnie ciężkie. Wykonując kolejne ćwiczenia myślałem tylko: niech to się już skończy, niech już będzie po wszystkim. Walka po takich przygotowaniach była czystą przyjemnością. Kliczko od początku wygrywał seryjnie, a pierwszej - dość zaskakującej - porażki doznał dopiero w swojej 25. zawodowej walce. Rywalem Władimira był przeciętny Amerykanin Ross Purrity. Smak porażki był dla Ukraińca tym gorszy, że było to jego pierwsze, od czasu przejścia na zawodowstwo, starcie odbywające się na Ukrainie. Wcześniej walczył głównie w Niemczech, ale także w Austrii i Stanach Zjednoczonych. Po pechowej porażce z Purritym, Kliczko nie wrócił już nigdy na zawodową walkę do Kijowa.