Bańka pytany przez "Rz" jak się czuje ze świadomością, że niedługo zostanie szefem organizacji, na którą w roku olimpijskim "będzie patrzył nie tylko sportowy świat", przyznał, że jest to dla niego trudne wyzwanie, ale i wielki zaszczyt. "W momencie wyboru czułem dumę, ale też wdzięczność dla zespołu, który na to pracował w kampanii. Zdaję sobie sprawę, że WADA to organizacja o znaczeniu nie tylko sportowym, lecz także geopolitycznym, mająca w swoich rękach narzędzia oddziaływania nie tylko na sport, ale również na światową politykę, więc do swojej misji podchodzę z pokorą" - powiedział. Na uwagę, że przybywa głosów wskazujących, iż walka z dopingiem jest nie do wygrania odpowiedział, że "tak jak nie jesteśmy w stanie wyeliminować przestępstw z życia codziennego, tak nie wyeliminujemy definitywnie dopingu ze sportu". "Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie oszukiwał. Ale możemy sprawić, żeby system kontroli był skuteczniejszy i żeby - paradoksalnie - tych afer wybuchało więcej. To smutne, kiedy przyłapujemy oszusta na stosowaniu dopingu, zwłaszcza jeśli ma znane nazwisko. Ale to też dowód, że ten system działa, bo ktoś go złapał, ktoś mu udowodnił winę. Choćby po latach" - zaznaczył Bańka. Podkreślił, że decyzje Komitetu Wykonawczego WADA ws. Rosji, to są "najtwardsze sankcje w historii światowego sportu". "Kiedy we wrześniu 2018 Rosyjska Agencja Antydopingowa RUSADA została przywrócona, Rosjanie mieli dostarczyć dane z systemu informatycznego, łącznie z próbkami. Zgodzili się, z pełnymi konsekwencjami tego, co będzie, jeśli nie dostarczą prawdziwych danych. Z punktu widzenia prawa, decyzja Komitetu Wykonawczego WADA nie jest niespodzianką" - powiedział. "Rosjanie zostali złapani za rękę i konsekwencje nie mogły być inne. Decyzja jest jednomyślna. Ale rozumiem tych, którzy mają poczucie, że sankcje powinny być jeszcze bardziej surowe, jednak zbiorowa odpowiedzialność jest z punktu widzenia przepisów prawa trudna do obronienia" - podkreślił.