Zobacz zapis relacji na żywo z walki Kliczko - Sosnowski w INTERIA.PL - Nie jadę do Niemiec po wypłatę, ani po to, żeby przetrwać - deklarował przed walką Albert Sosnowski, ale niewielu wierzyło w zapowiedzi naszego pretendenta. Ten jednak nie rzucał słów na wiatr. Na stadionie Schalke, na oczach kilkudziesięciu tysięcy widzów, "Dragon" dał z siebie wszystko. Przez 10 rund zebrał wiele bardzo mocnych ciosów, ale nie ugiął się i - ryzykując nokaut - wciąż parł do przodu starając się trafić i "naruszyć" tym samym mistrza świata. Starszy z braci Kliczko pokazał jednak, że nie przez przypadek zasiada na tronie wagi ciężkiej prestiżowej organizacji WBC. Korzystając z ogromnego doświadczenia i znakomitych warunków fizycznych umiejętnie unikał groźniejszych ataków Sosnowskiego i sam często posyłał potężne bomby. Przez kilka pierwszy rund Albert był na tyle szybki i skoncentrowany, że większość z ciosów Ukraińca przyjmował na gardę lub blok. Kiedy jednak zaczął opadać z sił coraz częściej stawał się łatwym celem dla utytułowanego Witalija. Ciężkie chwile po raz pierwszy "Dragon" przeżywał w szóstej rundzie. Kliczko mocno huknął prawym hakiem i zamroczył na moment pretendenta. Na szczęście dla naszego pięściarza mistrz nie poszedł za ciosem i nie próbował za wszelką cenę posłać go na deski. Z każdą kolejną minutą Sosnowski gasł. Wytrzymał jeszcze prawego sierpa z końca dziewiątego starcia, ale wobec nawałnicy ciosów w wykonaniu Kliczki w kolejnej rundzie był już bezradny. Słaniającego się na nogach Alberta Witalij powalił w końcu w narożniku mocnym prawym sierpowym i sędzia zakończył ten nierówny pojedynek. Przewaga Kliczki ani przez moment nie podlegała dyskusji. Witalij prowadził od pierwszej do dziesiątej rundy i pewnie obronił pas mistrza świata. Sosnowski pokazał jednak niesamowity charakter i serce do walki, jakiego może mu pozazdrościć wielu pięściarzy. Jak oceniasz walkę? Porozmawiaj na blogu Darka Jaronia!