Na torze regatowym w Eton nie do zatrzymania byli Niemcy, którzy wyprzedzili Chorwatów i Australijczyków. Mistrzowie olimpijscy z Pekinu, w Londynie przypłynęli na ostatnim miejscu w finale. To spore rozczarowanie, ale też "Biało-czerwoni" mieli wyjątkowo niesprzyjające warunki. - Zobacz, zmienili tory. Nasi mieli startować z szóstego, tymczasem wpakowali ich na najgorszy przy tym wietrze, pierwszy - powiedział mi pół godziny przed startem "Dominatorów" Dariusz Szpakowski z TVP. Miał nosa. Wystarczył rzut oka na to, jak układały się fale na torze Doney Eton - płynęły po skosie w lewo, w związku z czym wioślarze musieli płynąć pod prąd, a największy opór miała osada właśnie z pierwszego toru! Normalnie zwycięzcy półfinałów - w tym wypadku Niemcy i Chorwaci - dostają tory środkowe - trzeci i czwarty. - Sędziowie pozamieniali jednak tory. Widzieli pewnie, że osady płynące wczoraj na szóstym torze potrafią na ostatnich 500 metrach nadrobić nad rywalami nawet po pięć sekund - opowiadał Marek Kolbowicz. - Pierwotnie też byliśmy zapisani na szósty tor, ale przed samą rozgrzewką usłyszeliśmy: "Mamy złe wieści, macie pierwszy tor". Wtedy stało się jasne, że właściwie tracimy szanse na medal, że zdobycie go będzie graniczyło z cudem. A cuda w tym sporcie zdarzają się bardzo rzadko, tu wygrywają najlepsi. - Najgorsze warunki, jakie mogą być dla wioślarza, to gdy wieje bocznie i musi się płynąć pod wiatr. W takich warunkach tory szósty i piąty były najlepsze, a pierwszy i drugi - najgorsze. Zresztą w naszym biegu idealnie się to ułożyło - zwyciężyła osada z szóstego toru przed tą z piątego, czwartego i tak dalej. Tak sobie ładnie te medale rozdali - dodał Kolbowicz. "Dominatorzy" bardzo żałują, że ich przygoda ze startami kończy się w ten sposób. - Cholera, strasznie żałujemy. Nie tak się to powinno skończyć! Mobilizowaliśmy się, by w ostatnim starcie w tym składzie popłynąć jak najlepiej. Uwierzcie, że takie coś, że kończy się pewna era, dodaje niesamowitego animuszu - tłumaczył Marek Kolbowicz. Zaznaczył, że nasza osada popełniła błąd, ale wcześniej. - Daliśmy ciała i to koncertowo, ale w półfinale zadowalając się wejściem do finału z trzeciego miejsca - bije się w piersi Marek Kolbowicz. - Ten awans był totalnie kontrolowany, bo pierwsze dwie osady wzięły się za łby, my byliśmy o dwie, trzy sekundy za nimi z przewagą czterech sekund nad następną. I ta przewaga dająca nam spokojny awans uśpiła nas. To był nasz największy błąd na tych regatach. Trzeba było się rzucić do gardła rywalom, przegryźć te gardła i być po półfinałach na pierwszym miejscu. Dzięki temu dzisiaj mielibyśmy szósty, a nie pierwszy tor. Tak się nie stało i to nasza wina. 41-letni Kolbowicz jest seniorem naszej czwórki podwójnej. Adam Korol jest także 38-letnim rutyniarzem. Choć Konrad Wasilewski (28 lat) i Michał Jeliński (32) są młodsi, Polacy w sumie mieli 138 lat, średnio 34 i pół roku, będąc przeciętnie o ponad 10 lat starszymi od osad niemieckiej i chorwackiej. Najwyraźniej upływający czas odcisnął piętno na naszych wybitnych wioślarzach. - Dobrze by było wygrać wszystko w Londynie, tak jak zrobiliśmy osiem lat temu na igrzyskach, czy tak jak cztery lata temu - totalnie wszystko, bo w Atenach nam się noga powinęła w finale, ale się nie udało - rozkładał ręce Kolbowicz. - Szkoda, bo ta przygoda na tej osadzie była fenomenalna i chcieliśmy ją zakończyć zdecydowanie lepiej. Każdy sportowiec życzyłby sobie, żeby tak to trwało w nieskończoność. Zanim nie doszło do zamiany torów, byliśmy przekonani, że uda się wywalczymy jakiś medal. Raczej nie złoty, bo Niemcy pływają już kosmicznie. Nie dość, że płynnie, to jeszcze bardzo mocno. Faworyci nie zawiedli, ale my liczyliśmy na drugie, trzecie miejsce. Tym bardziej, że w półfinale przegraliśmy z Chorwacją minimalnie, a byliśmy przed Australią. Niestety jednak, my wiosłowaliśmy z całych sił, a wiatr miejsca rozdawał - komentował najstarszy wioślarz w polskiej ekipie. Marek Korol jest już doktorem nauk AWF, nad ukończeniem swej pracy doktorskiej skoncentruje się teraz Adam Korol. Wasielewski z Jelińskim powinni kontynuować karierę czwórki podwójnej. - Zmiana pokoleniowa odbędzie się płynnie - zapowiada Kolbowicz. - W Pekinie mówiłem, że cieszę, że nie zawiodłem. Teraz jest skrucha, bo zawiedliśmy. Żal, że zawiodłem kibiców z całej Polski. Śledzimy portale i widzimy, co się dzieje z naszymi reprezentantami i jakie są po tym komentarze. Zawsze brakuje tego, albo tamtego. Mieliśmy nadzieję, że nam niczego nie zabraknie, ale tak się nie stało - mówił smutny Marek Kolbowicz. Z Eton Dorney Michał Białoński