Zespół - z MVP finału Kobe Bryantem na czele, przejechał około 5 km w odkrytych, piętrowych autokarach. Drużynie towarzyszyły wozy strażackie, na których jechały słynne Laker Girls - chearleaderki zespołu, oraz kolumna policjantów na motorach. Na trasie pozdrawiały ich tłumy fanów. W czasie gdy część mieszkańców ustawiała się na ulicach grupa ponad 80 tysięcy szczęśliwców mogła wejść do LA Memorial Coliseum na najważniejszą część imprezy. By tam się dostać kibice czekali w kolejkach po kilkanaście godzin. Już na miejscu czas umilał im miksujący na żywo DJ oraz nagrania wideo z udziałem ich ulubieńców. Raz za razem na trybunach przetaczała się "meksykańska fala". Właściwa impreza rozpoczęła się od występu Laker Girls - urodziwe dziewczyny wzbudziły ogromny entuzjazm fanów. Później na arenie pojawili się główni bohaterowie - witani owacyjnie gracze oraz trener Phil Jackson, który zdobył rekordowy, dziesiąty tytuł jako szkoleniowiec. "Czujemy to mistrzostwo i czujemy energię jaką dają nam kibice w Los Angeles. Ludzie pytają mnie czy zostanę - a gdzie miałbym odejść? To jest mój dom - dlatego w następnym sezonie będziemy znowu walczyć o tytuł" - zapewnił Bryant, który w lipcu będzie miał prawo rozwiązać umowę z klubem. W trakcie przemówień pozostali zawodnicy doskonale bawili się na scenie - tańczyli, skakali, przybijali "piątki" i cały czas pozdrawiali kibiców. Dla wielu fanów była to jedna z nielicznych w życiu okazja do zobaczenia ulubieńców na żywo - bilety na mecze Lakers są bowiem najdroższe w lidze NBA i tylko najlepiej sytuowanych stać na ich zakup. Kibice przybyli na stadion doskonale przygotowani. Niemal wszyscy mieli na sobie stroje w barwach drużyny. Nad głowami powiewały transparenty z hasłami poparcia, ale także wyznania miłosne - do małżeństwa z fankami namawiani byli Trezor Ariza, Jordan Farmar czy Shannon Brawn. Uroczystości z udziałem graczy, trenerów, byłych zawodników (w tym legendarnego Earvina "Magica" Johnsona"), działaczy, władz miasta oraz kibiców towarzyszył ogień olimpijski. Stadion LA Memorial Coliseum był bowiem areną igrzysk w 1932 i 1984 roku. Do dziś znajduje się tam również znicz. Impreza miała niecodzienny rozmach. Na głównej scenie ułożono oryginalny parkiet z hali Staples Center, nad miastem unosił się olbrzymi sterowiec, a porządku pilnowało około dwóch tysięcy funkcjonariuszy i kilka policyjnych helikopterów. Miasto dotknięte jest bardzo dużym bezrobociem (przekraczającym 12 procent), a koszty całego przedsięwzięcia wyniosły około 2 mln dolarów. Połowę pokryli jednak Lakers oraz właściciele hali Staples Center. Drugą część w 90 procentach sfinansowali prywatni przedsiębiorcy - kibice drużyny. Impreza przebiegła znacznie spokojniej niż niedzielne świętowanie w Los Angeles. Wtedy doszło do starć kibiców z policją, kilku podpaleń, a 18 osób zostało zatrzymanych. W środę do komisariatów trafiło sześciu najbardziej "niegrzecznych" fanów. Parada trwała od około 11.00 do 13.00. Jeszcze długo później ulice niemal wszystkich dzielnic "Miasta Aniołów" rozbrzmiewały klaksonami i okrzykami radości kibiców.