"Żegnamy faworytów" - pod takim hasłem przebiegały ćwierćfinały piłkarskich mistrzostw Europy. Zaczęły się od falstartu Portugalii, która w fazie grupowej wywarła najlepsze - obok Holandii - wrażenie. Ekipa Brazylijczyka Felipe Scolariego w fazie grupowej jako jedyna rozbiła Turków i mocnych Czechów. Czarowała techniką, szybkością, gracją i lekkością. Portugalczycy mieli w składzie największą gwiazdę Euro 2008 - Cristiano Ronaldo, za którego Real Madryt chce zapłacić Manchesterowi United ponad 100 mln euro, ale na nic się to zdało. Wielka Portugalia została zmiażdżona przez tryby maszynerii niemieckiej, w której wszystko jest podporządkowane jednemu celowi: sukces mannschaftu. Fortuna kołem się toczy Sternik tej maszynerii - Joachim Loew - przeżywał ciężkie chwile. Po porażce z Chorwatami był ostro krytykowany. Teraz wszyscy noszą go na rękach, bo koncepcja gry z trójką napastników, z harującym na lewej stronie Łukaszem Podolskim, przynosi owoce. Chorwaci dostawali od specjalistów więcej szans w walce z Turkami. Sęk w tym, że w decydującym momencie zabrakło im szczęścia. Stwarzali sytuacje, przeważali, ale po niesamowitej końcówce dogrywki i karnych musieli wracać do domu. Chłopaki ekscentrycznego Slavena Bilicia w najlepszym ich meczu z Niemcami potrzebowali półtorej sytuacji do zdobycia dwóch goli. W rywalizacji z Turkami mieli pięć, sześć wymarzonych okazji, lecz spartaczyli je. Walka o finał Niemców z Turkami będzie o tyle ciekawa, że zespół Fatiha Terima przejął cechę Niemców: umiejętność strzelania goli w końcówce. Hamit Altintop i jego koledzy robili to w trzech kolejnych meczach podczas Euro: ze Szwajcarią, Czechami i Chorwacją. A to przecież o Niemcach kilkanaście dni temu Leo Beenhakker mówił: - Jeśli strzelasz gola w końcówce raz na jakiś czas to jest szczęście, ale jeśli robisz to regularnie, to jest już umiejętność. Silna liga = silna reprezentacja Najlepsza droga do budowy silnej reprezentacji wiedzie przez silną, rodzimą ligę. Na tej regule oparli się Rosjanie. Inna rzecz, że zmiany zaczęły się od dokonania czystki w federacji piłkarskiej. Zasiedziały i zgnuśniały układ rozpędził na cztery strony świata jeszcze prezydent Władimir Putin. Nowi ludzie doprowadzili do zatrudnienia fachowca tej klasy, co Guus Hiddink, który w rubryce zawód powinien mieć wpisane: "Mister wielki sukces". Na dużych turniejach osiągał świetne wyniki nie tylko z mocną Holandią, ale też ze znacznie słabszymi Australią i przede wszystkim z Koreą Płd., którą doprowadził do półfinału MŚ 2002 r. (z niemałą pomocą sędziów). Teraz zdobył co najmniej brązowy medal z Rosjanami. Postawił na młody zespół, który na długo będzie postrachem potęg Europy i świata. Pod presją też pięknie "Sborna" jest zdecydowanie największą rewelacją Euro 2008. W odróżnieniu od Portugalii i Holandii, które grały fenomenalnie w meczach grupowych, które nie rozstrzygały jeszcze wszystkiego, Rosjanie potrafią pokazać magię ofensywnego futbolu, znajdując się pod presją, gdy porażka oznacza koniec marzeń. Zachwycili w dwóch kolejnych meczach "o wszystko" ze Szwecją i Holandią. Aż strach się bać, co by było, gdyby wykorzystywali choć połowę stwarzanych sytuacji. Wyniki oscylowałyby chyba wokół dwucyfrówki! Po raz ostatni rosyjski futbol odnosił sukcesy 20 lat temu, gdzie dopiero w finale w Monachium Zawarowa i spółkę zatrzymali Holendrzy (2:0). Teraz Rosjanie imponują radością gry, odwagą w ataku i poświęceniem. Nie przypominam sobie ryczącego jak bóbr po wygranym meczu w eliminacjach Polaka, a tak właśnie płakał bohater batalii z Holandią, Andriej Arszawin, który wypracował drugiego i strzelił trzeciego gola dla Rosjan. Nie ważne, czy wylewał łzy radości, czy te wynikające ze zmęczenia. To była spontaniczna reakcja człowieka, który o mały włos nie został w domu, a w mgnieniu oka został bohaterem Euro. Z powodu karencji za kartki Andriej nie mógł wystąpić w dwóch pierwszych meczach i w sztabie Hiddinka długo trwała debata, czy brać go na turniej. Gdyby Rosjanie odpadli, wszyscy by uznali postawienie na Arszawina za błąd Hiddinka. Teraz jednak selekcjoner Rosji jest w glorii chwały. Bez wątpienia ważną sprawą, o którą Leo mógłby wypytać swego przyjaciela Hiddinka, jest przygotowanie fizyczne zespołu. Nie chodzi tu o "bla bla bla", które uprawia człowiek Beenhakkera od fizjologii - Mike Lindemann. Z ust Lindemanna słyszymy, że w Polsce nie ma piłkarzy szybkościowców, więc trzeba się oprzeć na sile i wytrzymałości. Jasne - Arszawina i Pawljuczenki pewnie nie mamy, ale wystarczyłoby, aby nasi nie biegali wolniej na Euro niż podczas eliminacji i nikt by nie miał o to pretensji. Jak przygotować zespół Rosjanie zostali przygotowanie do najważniejszej imprezy w roku perfekcyjnie. Do tego stopnia, że zabiegali Holendrów w dogrywce, choć mieli trzy, a nie cztery dni przerwy przed meczem, a taki komfort miał rywal. Na dodatek w starciu "o pietruszkę" z Rumunią (zespół Marco van Bastena pewny był wygranej w grupie) Holandia oszczędziła swych liderów. Ale to Rosja w decydującym o półfinale starciu wyglądała na świeższą. Do półfinału dostał się tylko jeden zwycięzca z fazy grupowej - Hiszpania. W niedzielę jednak za faworyta uchodzili Włosi - mistrzowie świata i mistrzowie wygrywania po dogrywkach i karnych. Tym razem szczęście odwróciło się od Italii. Gianluigi Buffon obronił jednego karnego, ale jego vis'a'vis Iker Casillas powstrzymał dwie "jedenastki". Zresztą los nie sprzyjał Italii jeszcze przed turniejem, gdy kontuzja wyeliminowała z gry kapitana Fabio Cannavaro, i później, kiedy przed ćwierćfinałem wypadł z gry reżyser ofensywy - Andrea Pirlo (kartki). W obozie zwycięzców jest leciwy Luis Aragones, na którego spadały gromy jeszcze przed wyjazdem na Euro, gdy okazało się, że nie powołał gwiazdy Realu Madryt - Raula. Najwyraźniej jednak cel uświęca środki. Michał Białoński Zestaw półfinałów 25 czerwca w Bazylei: Niemcy - Turcja 26 czerwca w Wiedniu: Rosja - Hiszpania