- Bolą te stracone bramki, bo byliśmy przecież w tych sytuacjach mieliśmy przewagę liczebną pod naszą bramką. Z kolei przy drugiej Cleber był chyba faulowany - zwrócił uwagę "Baszczu". - Mogliśmy tych bramek uniknąć, ale i tak ten wynik jest do odrobienia u siebie. Graliśmy wysoko, staraliśmy się przeciwstawić im walką i charakterem. To dzisiaj funkcjonowało w całej drużynie na wysokim poziomie. Zagadnęliśmy Marcina, czy nie boi się tego, że "na starość" przyjdzie mu zostać stoperem, bo już drugi mecz po występie z Barceloną zagrał świetnie na tej pozycji. Nominalnie jest przecież prawym obrońcą. - Nie lubię tego określenia "na starość", a kolejny raz już je słyszę - uśmiechał się Marcin. - Trener znowu potrzebował mnie na tej pozycji. Odpowiedział mu to samo, co przed Barceloną i cieszę się, że ten mecz mi wyszedł. Mam fajną perspektywę, że mogę sobie poradzić i na środku, i na boku. Nie tylko ja, ale cała linia obrony grała dzisiaj dobry mecz. Współpracowała z pomocą. Jednobramkowa porażka po walce na White Hart Lane to zdecydowanie najlepszy wyjazdowy występ "Białej Gwiazdy" w tym sezonie w europejskich pucharach. O klasę lepszy, niż 1:2 z Beitarem w Jerozolimie, nie mówiąc już o 0:4 w Barcelonie. - Największy plus tego meczu z Tottenhamem to fakt, że pokazaliśmy, iż jesteśmy drużyną, która potrafi wyciągać wnioski z wyjazdowych porażek. I z tego się najbardziej cieszę - podkreślił Marcin Baszczyński. - Staraliśmy się prowadzić grę i nie popełniać błędów, które popełniliśmy w Barcelonie. Jakie ma kapitan wiślaków odczucia przed rewanżem? - Mam w sobie olbrzymią wiarę już teraz, że uda nam się odrobić straty. U siebie czujemy się mocni. Śmialiśmy się w szatni, że jak ich o godzinie piętnastej weźmiemy w obroty między koparkami, to troszkę zwariują i nie zdołają wyjść z własnej połowy - żartował "Baszczu", czyniąc aluzję do wczesnej pory meczu i sprzętu obecnego na stadionie przy Reymonta w związku z budową trybuny wschodniej. - Mówiąc serio, widać, że drużyna ma wielkie nadzieje na awans i będziemy walczyć u siebie nie tylko o twarz, tak jak z Barceloną, ale też awans - zakończył kapitan Wisły Kraków. Michał Białoński, Londyn