W sporej mierze właśnie od tego meczu zależy, czy ta drużyna wypełni swoją misję, czy też zostanie zapamiętana jako grupa ludzi, którzy w Europie sprawiają wiecznie dobre wrażenie, ale w gruncie rzeczy do niczego nie dochodzą. Dlaczego od tego meczu, skoro o awansie do fazy grupowej zadecyduje lepszy bilans dwumeczu? A to z tego powodu, że o Wisłę grającą na swoich śmieciach jesteśmy spokojni. Przy Reymonta nie pokona jej nawet słynna Barcelona. Gorzej z wyjazdami. Na obcym terenie, pod byle presją rywala (nie musi być Barca, wystarczy Beitar) "Biała Gwiazda" w wydaniu z sezonu 2008/2009 łatwo traci oblicze twardego, bojowego, pomysłowo atakującego zespołu. To prawda, okoliczności nie sprzyjają. Trener Maciej Skorża porzucając Wielkopolskę (prowadził Groclin Grodzisk Wlkp.) na korzyść Małopolski był kuszony wizją transferów. One nie zostały zrealizowane nawet w małej części. Teraz śmiało można stwierdzić, że młody szkoleniowiec dysponuje słabszym potencjałem od tego, który zastał. Do znudzenia można powtarzać o strategicznym błędzie, jaki klub popełnił, rezygnując z Kamila Kosowskiego. Rezolutny "Kosa" nie tylko asystował, dogrywał do Marka Zieńczuka, walnie przyczyniając się do tego, iż "Zieniu" rok temu świętował najlepszy - jak na razie - sezon w karierze. Ważniejszą rolę spełniał w szatni i na boisku, cementując zespół. Skorża stracił również reprezentantów Polski Adama Kokoszkę, a zwłaszcza wszechstronnego Dariusza Dudkę. Formy sprzed kontuzji nie może odzyskać Andrzej Niedzielan. Po Radosławie Matusiaku nikt w Krakowie nie płacze, jednak sam Marcelo nie ugasi wszystkich pożarów w Wiśle. Może zastąpić Arkadiusza Głowackiego, może wejść na bok obrony. Natomiast na pewno nie będzie rozgrywał, nie będzie też strzelał bramek. - Szukamy zastępców Zieńczuka i Sobolewskiego - powiedział w minioną niedzielę dyrektor sportowy Jacek Bednarz. Napomknął też o potrzebie sprowadzenia konkurenta dla bramkarza Mariusza Pawełka. Zapomniał jedynie (przypadek, czy dodawania otuchy piłkarzowi?) o tym, że kto wie, czy nie trzeba będzie też znaleźć następcy dla Wojciecha Łobodzińskiego. "Łobo" był liderem Zagłębia Lubin. W większym klubie, grając pod większą presją, nie potrafi się odnaleźć. Zawodzi z meczu na mecz. Coraz więcej osób pyta, na jakiej podstawie Łobodziński dostaje powołania do kadry. - Czy Leo nie widzi jego gry w klubie? - dziwił się w rozmowie z nami jeden z telewizyjnych ekspertów od ekstraklasy. Ostatnio nie wytrzymał nawet trener Skorża. Na co dzień unika ganienia piłkarzy z nazwiska. Jeśli już potrzebuje zrugać, to "zahacza" cały zespół. Po spotkaniu z Lechem bronił nawet Pawełka (mimo koszmarnego gola na 0:3), a skrytykował tylko Łobodzińskiego. Za to, że nie angażował się w walkę o odbiór piłki, zbyt rzadko pojawiał się w środku pola, by wspomagać kolegów. Kreatywnych piłkarzy Skorża na razie nie dostał. Z różnych, nie do końca jasnych przyczyn finansowy kurek w Wiśle został zakręcony. Tak samo z kilku powodów wszyscy zgodzili się na taki układ - walczymy o puchary właściwie bez wzmocnień (Marcelo może potrzebować czasu na aklimatyzację, w Europie jeszcze nie grał). Maciej Skorża był bliski pojęcia decyzji o rezygnacji. Ostatecznie wytrwał jak kapitan na okręcie (celowo nie użyliśmy sformułowania "tonącym", bo to na razie statkowi z napisem Wisła nie grozi). Można tylko trzymać kciuki za to, by przebojowy trener nie skończył tak jak Czesław Michniewicz rok temu w Zagłębiu. Zwiedziony obietnicą zakupów nie złożył dymisji, a później, gdy ich nie zrealizowano i drużyna zaczęła przegrywać, polski Mourinho został wyrzucony w niesławie. Tottenham ma swoje problemy. Miliony wydane na transfery nie przynoszą efektu. Zespół nie pochodzi ze Szkocji, a gra w kratkę (jak szkockie kitle). To osiągnie cenny remis z Chelsea na Stamford Bridge, by u siebie przegrać dwukrotnie z przeciętniakami (w miniony poniedziałek z Aston Villą). Twórca sukcesów FC Sevilla Juande Ramos coraz częściej dochodzi do przekonania, że "el futbol" to nie to samo co football. Ale wiślacy nie mogą się oglądać na kłopoty "Kogutów". Jeśli sami nie wezmą się w garść, one (kłopoty, nie "Koguty") mogą wydać się kłopotkami w zestawieniu z tym, co prezentują mistrzowie Polski. W meczu z Lechem Wisła nie tworzyła paczki. Biegający z piłką i za piłką Radek Sobolewski plus Rafał Boguski to trochę za mało. Musi to robić 11 silnych facetów. Nawet w przegranym meczu z Aston Villą Spurs pokazali, że pod względem agresywności w walce o piłkę, szybkości i siły fizycznej są z odległej planety w stosunku do polskiej ligi. Dlatego Paweł Brożek i spółka, a także trener Maciej Skorża (sprytna taktyka!) znowu będą musieli się wspiąć na wyżyny swoich możliwości, żeby zniwelować tę różnicę. Fakty są takie, że w Barcelonie się to nie udało. Po meczu zostało tylko biadolenie, że rywal był z innej bajki. Teraz przydałoby się wcielić w życie inny scenariusz. Nie, nie ten z horroru, o którym po zderzeniu z Lechem wspomniał trener Skorża. Na White Hart Lane wolałbym widzieć mścicieli z Reymonta, żądnych rewanżu za niepowodzenia w walce o Ligę Mistrzów, czy ostanie ligowe, niż grupę ludzi skazanych na porażkę, przekonanych, że i tak nie są w stanie odmienić złego losu. Michał Białoński, Londyn