W finale tegorocznych drużynowych mistrzostw Polski wystąpią więc "Jaskółki", które przed dwoma tygodniami rozbiły u siebie "Anioły" 62:28, oraz Polonia, która pewnie odrobiła skromną stratę z meczu w Częstochowie (42:47). "Lwy" z powodu choroby Ryana Sullivana nie mogły przyjechać do Bygoszczy w najsilniejszym składzie i to osłabienie gospodarze bezlitośnie wykorzystali. W ich szeregach brylowali Piotr Protasiewicz (12 punktów) oraz Andreas Jonsson (11 "oczek" w czterech biegach), ale równie znakomicie spisała się tzw. "druga linia". Krzyżaniak i Sawina dorzucili po 10 punktów, a Michał Robacki tylko punkt mniej. Honor ekipy gości ratował jedynie Rune Holta. Norweg z polskim paszportem wywalczył w siedmiu startach 14 punktów, co stanowiło prawie 50 procent całego dorobku Włókniarza... Broniąca tytułu Unia, po zwycięstwie nad Apatorem Adriana w pierwszym meczu różnicą 34 punktów, była niemal pewna awansu. W odrobienie strat przez toruńską drużynę chyba nie wierzyli nawet jej kibice, których stosunkowo niewielu przyszło w niedzielę na stadion im. Mariana Rose. I tak też się stało. Spotkanie przez cały było bardzo wyrównane, a żadnej z drużyn aż do ostatniego wyścigu nie udało się uzyskać większej niż 4-punktowej przewagi. Torunianie po czterech wyścigach przegrywali 10:14, po ośmiu wygrywali 25:23, a po 13 prowadzili 40:38. Goście spokojni o awans do finału, nie walczyli zaciekle o zwycięstwa w wyścigach. Tony Rickardsson w 8. wyścigu zajął trzecie miejsce, a Tomasz Gollob w 10. wyścigu przyjechał na ostatnim miejscu. Wielkich emocji nie przyniosły też wyścigi nominowane. Pomimo, że przed ostatnim wyścigiem gospodarze prowadzili 43:41, na jego starcie nie stanął Rickardsson, którego miejsce zajął Stanisław Burza. Wygrał najlepszy w tym dniu Mariusz Puszakowski, przed Wiesławem Jagusiem i Stanisławem Burzą (Tomasz Gollob miał defekt motocykla). W przyszłym roku w ekstralidze nie zobaczymy żużlowców ZKŻ-u Zielona Góra. Podopieczni Romana Jankowskiego przegrali w Gdańsku z Lotosem 31:59 i muszą przełknąć gorycz degradacji. Gospodarzy do sukcesu poprowadził Bjaerne Pedersen. Duńczyk w pięciu startach nie dał się pokonać rywalom i zakończył zawody z kompletem punktów. Tylko po pierwszym wyścigu żużlowcy z Zielonej Góry mogli liczyć na przedłużenie swoich szans na występy w najwyższej klasie rozgrywkowej, po tym jak para Suchecki i Nowaczyk pokonała podwójnie Sławomira Dąbrowskiego i Mirosława Jabłońskiego. Później na dość twardym torze inicjatywę całkowicie przejęli gdańszczanie, którzy z następnych 6 biegów trzy wygrali podwójnie. W efekcie już po 7 wyścigach Lotos prowadził 28:14. W biegu ósmym był remis, jednak tylko na chwilę zastopował on gdańskich żużlowców w powiększaniu przewagi. Zespół Romana Jankowskiego przyjechał nad morze bez zawodnika zagranicznego. Zdecydowanie zawiedli też najbardziej rutynowani w ekipie zielonogórskiej - Świst i Huszcza. W szeregach Lotosu zabrakło natomiast wychowanka zespołu z Zielonej Góry - Grzegorza Kłopota, który podczas jednego z przedmeczowych treningów doznał kontuzji. "Nie zastanawiałem się na kogo wolałbym trafić w barażach, dla mnie był ważny dzisiejszy mecz i to aby go wygrać. Martwi mnie nieco to, że do spotkań barażowych jest tak duża przerwa i trudno będzie utrzymać wysoką dyspozycję zawodników, w planach mamy jednak sparingi" - powiedział po meczu trener gdańszczan Grzegorz Dzikowski. "Moi zawodnicy narzekali nieco na tor, jednak nie mam nic do zarzucenia gospodarzom. Objąłem tę drużynę w bardzo trudnej sytuacji, liczyłem, że coś uda mi się z tych zawodników wykrzesać jednak nie udało się" - powiedział po spotkaniu trener ZKŻ Roman Jankowski. W rozegranym awansem pierwszym meczu o 5 miejsce w ekstralidze Atlas Wrocław pokonał na własnym torze Unię Leszno 49:41. Wrocławianie musieli stawić czoła leszczyńskiej Unii praktycznie w piątkę, bowiem do kontuzjowanego wcześniej Tomasza Gapińskiego dołączył Jarosław Hampel. Popularny "Mały" uszkodził sobie kości śródręcza podczas turnieju w Rzeszowie i nie będzie mógł jeździć przez półtora miesiąca. Żużlowcy Atlasu, dla których był to ostatni występ przed własną publicznością w tym sezonie, zaprezentowali się bardzo dobrze, niezły występ zaliczył Robert Miśkowiak. Wciąż jeszcze aktualny mistrz świata juniorów słabo jeździł przez cały sezon i trener Marek Cieślak wiele razy nie brał go pod uwagę przy ustalaniu składu. Tym razem zawodnik zwyciężał trzykrotnie i zdobył 10 pkt. Wynik Miśkowiaka mógł być jeszcze lepszy, gdyby nie defekt w 11. biegu, gdy jechał na drugiej pozycji za Krzysztofem Kasprzakiem. <A href="http://nazywo.interia.pl/zuzel">Zobacz wyniki "bieg po biegu" ostatnich spotkań żużlowej ekstraligi</a>