Przed spotkaniem szefostwo oświęcimskiego klubu rozstało się z Marcinem Frączkiem. - Domknęliśmy kadrę i musieliśmy się pożegnać z Marcinem, który długo leczył kontuzję i nie był należycie przygotowany do sezonu. Rozstaliśmy się w dobrej atmosferze - tłumaczył Adam Urbańczyk, prezes Aksam Unii Oświęcim. Problemy pojawiły się także w drużynie gości. Poważna kontuzja wyeliminowała z gry Jarosława Kuca. Na domiar złego formacji obronnej nie wspomogła trójka defensorów. Paweł Dronia, Mateusz Pawlak i Bartłomiej Bychawski nie zostali jeszcze zgłoszeni do gry. W meczu nie wystąpił także Czech Martin Piecha. - Mamy szeroką kadrę i pięciu graczy zagranicznych. Dzisiaj postanowiłem dać odpocząć Martinowi i jak się okazało miałem nosa - wyjaśniał Milan Skokan, trener sosnowiczan. Od początku swój styl gry starało się narzucić Zagłębie, a czujność Zbigniewa Szydłowskiego sprawdzili Vladimir Luka, Teddy Da Costa i Andrzej Banaszczak. W 4. minucie kąśliwe uderzenie Bernata odbił przed siebie Szydłowski, dobitki próbował jeszcze niezwykle aktywny dzisiaj Luka, jednak oświęcimski golkiper w porę naprawił swój błąd. "Unici" pierwszą groźną akcję przeprowadzili dopiero minutę później, kiedy na dwuminutową odsiadkę odesłany został Marcińczak. "Biało-niebiescy" dobrze rozegrali zamek, a worek z bramkami rozwiązał Waldemar Klisiak. Doświadczony napastnik sprytnym strzałem zaskoczył bezradnego Tomasza Rajskiego. Stracony gol podziałał mobilizująco na podopiecznych Milana Skokana. Zagłębie zaatakowało, a Unici popełnili kilka błędów w defensywie, co zaowocowało serią wykluczeń. Sosnowiczanie nie potrafili jednak wykorzystać prawie dwóch minut gry w podwójnej przewadze. Na przeszkodzie podopiecznym stanął Zbigniew Szydłowski, który wyczyniał w oświęcimskiej bramce przeróżne akrobacje. Dodatkowo oświęcimskiemu bramkarzowi dopisywało szczęście. W 13. minucie Tomasz Połącarz dobrze wyjechał z boksu kar i dostał błyskawicznie podanie od Martina Buczka. Długo się nie zastanawiał i strzałem spod linii niebieskiej zmieścił gumę pomiędzy parkanami Rajskiego. Końcówka pierwszej odsłony należała do gości, którzy poprawili skuteczność w przewagach i doprowadzili do wyrównania. Bramki zdobyte przez Bernata i Opatovskiego obciążyły konto oświęcimskich defensorów. - W pierwszej tercji sędzia nałożył na naszą drużynę 16 minut kar. A gra w osłabieniu strasznie męczy. Schodząc na przerwę słanialiśmy ze zmęczenia - wyjaśniał po meczu Wojciech Wojtarowicz. - Mieliśmy przed sezonem spotkanie z arbitrami i przestrzegali nas, że będą bardzo drobiazgowi i każdy atak kijem będzie karany. Musimy się tego wyzbyć - dodał Waldemar Klisiak. Rwane akcje, brak pomysłu na grę oraz niedokładne podania dominowały na początku drugiej części gry. W 30. minucie trybuny na moment zamarły. Marek Badżo minął rywali niczym slalomowe tyczki i będąc przed bramkarzem zdecydował się zagrać do pozostawionego bez opieki Macieja Szewczyka, ale 20-letniemu środkowemu zabrakło szczęścia i precyzji, bo krążek o centymetry minął prawy słupek bramki Rajskiego. Pięć minut później podopieczni Milana Skokana wyszli na prowadzenie, a na listę strzelców wpisał się David Galvas. Oświęcimianie mieli swoje szanse przed końcem drugiej odsłony, gdy ponad dwie minuty grali z przewagą dwóch graczy. Jednak ani Gallo, ani Cinalski nie potrafili znaleźć sposobu na sosnowieckiego golkipera. Podopieczni Josefa Dobosza rozpoczęli trzecią odsłonę z "wysokiego C". Już po 10 sekundach do wyrównania doprowadził Wojciech Wojtarowicz, który sprytnie zmienił tor lotu krążka po wrzutce Adriana Kowalówki. - To zagranie z czasów naszej wspólnej gry w Janowie. Umówiliśmy się z Adrianem, że podczas rozgrywania zamka on będzie udawał, że strzela z klepy, a ostatecznie odda mi gumę pod bramkę, a ja tylko odpowiednio przyłożę łopatkę kija. Wtedy golkiper ma małe szanse na skuteczną interwencję - opisał sytuację Wojtarowicz. Później na lodzie zarysowywała się przewaga Zagłębia, które w 51. minucie wyszło na prowadzenie. Krążek trafił na łopatkę kija Opatovskiego, a ten nie zwykł marnować takich sytuacji. "Unici" nie podnieśli się jeszcze po stracie bramki, a ponad minutę później po raz kolejny musieli przełknąć gorzką pigułkę. Wynik spotkania ustalił Teddy Da Costa, który w sytuacji sam na sam zachował się jak prawdziwy profesor. Najpierw położył na lodzie Szydłowskiego, a później precyzyjnym strzałem z backhandu umieścił krążek pod samą poprzeczką. Po meczu powiedzieli: Josef Dobosz, trener Unii: - Zagraliśmy dobre spotkanie i powiem nawet, że nie odbiegaliśmy poziomem od rywali z Sosnowca, którzy w tym sezonie będą walczyć o najwyższe cele. Niestety znów popełniliśmy kilka błędów, a one zaważyły o losach spotkania. Dodatkowo zarobiliśmy masę kar, a praktycznie całą pierwszą odsłonę graliśmy w osłabieniu. Na wyróżnienie zasłużył dzisiaj Zbyszek Szydłowski, który po raz kolejny bronił jak w transie. Dzisiaj skutecznie interweniował prawie 50 razy. Milan Skokan, trener Zagłębia: - Gospodarze zagrali bardzo dobrze. Pokazali ambitny i twardy hokej. Szkoda, że sędzia troszkę popsuł widowisko i podyktował za dużo kar. Byliśmy lepsi od rywali, prezentowaliśmy większy spokój w destrukcji i lepszą skuteczność w ataku. Gdyby nie dobra postawa bramkarza oświęcimian, wygralibyśmy wyżej. Radosław Kozłowski, Oświęcim Aksam Unia Oświęcim - Pol-Aqua Zagłębie Sosnowiec 3-5 (2:2,0:1, 1:2) 1-0 Klisiak - Wojtarowicz, Kowalówka (4:41) ; 5/4 2-0 Połącarz - Buczek, Twardy (12:18) 2-1 Bernat - Marcińczak (14:01) ; 5/4 2-2 Opatovsky - Jaros (18:31) ; 5/4 3-2 Galvas - Luka, T. Da Costa (34:10) ; 5/4 3-3 Wojtarowicz - Kowalówka, Klisiak (40:10) ; 5/3 3-4 Opatovsky - Jaros (50:23) ; 5/3 3-5 Da Costa - Luka, Banaszczak (51:37) ; 5/4 Czytaj też: Tychy zdobyły Kraków