Wydawało się, że oświęcimianie bez większych problemów poradzą sobie z występującym w 2. lidze czeskiej Sleżanem Opavą, jednak przewaga Czechów w całym spotkaniu nie podlegała dyskusji. Podopieczni Karela Suchanka prezentowali dobrze poukładaną i rozsądną grę w defensywie i nie dopuszczali oświęcimian do sytuacji strzeleckich. Grali z beniaminkiem PLH bez żadnych kompleksów i wykorzystali każdy, nawet najmniejszy błąd w oświęcimskiej drużynie. Imponujący techniką Czesi na tle wolnych oświęcimian prezentowali się o niebo lepiej. - Wiem, że w dwóch pierwszych tercjach nie wyglądało to najlepiej. Drużyna z Opavy zawsze dobrze grała krążkiem, a z takim przeciwnikiem warto się zmierzyć. Pokazali nam nad czym jeszcze musimy popracować -- stwierdził po meczu trener oświęcimian Josef Dobosz. Czesi przeważali w ataku i często niepokoili Sebastiana Stańczyka. Bramkarz oświęcimskiej Unii miał momentami pełne ręce roboty, aż w końcu skapitulował w 8. minucie. Wynik spotkania otworzył Kovalovsky, który z wielką szybkością wjechał do oświęcimskiej tercji obronnej, oszukał obrońcę i sprytnym strzałem pod parkanami pokonał źle ustawionego Stańczyka. Podopieczni Josefa Dobosza próbowali doprowadzić do wyrównania, ale w opawskiej bramce dobre zawody rozgrywał Ilasz, który zatrzymał kąśliwy strzał Marka Badżo, debiutującego dziś w oświęcimskiej drużynie. Zdecydowanie najlepszą okazję na wyrównanie zaprzepaścił Wojciech Stachura. Popularny "Staszek" miał ogromne problemy z dobiciem krążka do pustej bramki. Nie obyło się także bez kontrowersyjnych decyzji arbitra. Gdy w 18. minucie Rafał Bibrzycki wyprzedził dwóch czeskich defensorów i miał już przed sobą tylko bramkarza, został bezpardonowo zatrzymany przez Tichego, ale sędzia główny dzisiejszych zawodów Paweł Kobielusz nie podyktował rzutu karnego, a nałożył na obrońcę gości dwuminutową karę. Taka decyzja spotkała się z dezaprobatą oświęcimskiej publiczności. Głową kręcił także Karel Suchanek. - Gdybym był arbitrem, bez zastanowienia podyktowałbym rzut karny -- powiedział otwarcie trener opawskiej drużyny. W drugiej odsłonie obraz meczu nie uległ zmianie. Stroną dominującą ponownie byli zawodnicy Sleżana Opavy, którzy już w zalążku rozbijali praktycznie wszystkie ataki gości. Oświęcimianie próbowali odrobić straty, jednak ich marzenia spełzły na niczym, gdy drugą bramkę dla gości zdobył Kovalovsky. Skrzydłowy z Opavy pociągnął z nadgarstka, a krążek ku zdziwieniu oświęcimskich defensorów zatrzepotał w siatce. Sześć minut później na podopiecznych Josefa Dobosza spadł kolejny cios. Na listę strzelców wpisał się Mekysz, który "na raty" pokonał Stańczyka. Ostatnia tercja z pewnością dostarczyła emocji, których brakowało w dwóch poprzednich. Sportowa złość "Unitów" przyniosła efekty, a ich gra wreszcie nabrała rumieńców. W 46. minucie Buczek stanął przed kapitalną okazją, ale w sytuacji sam na sam przy oddawaniu strzału zabrakło mu precyzji. Więcej zimnej krwi zachował Wojciech Stachura, który chwilę później po doskonałym dograniu Waldemara Klisiaka położył na lodzie Davida Ilasza i precyzyjnym strzałem z backhandu wrzucił krążek do siatki. Oświęcimianie poszli za ciosem i 39 sekund później kontaktowego gola strzelił Wojciech Wojtarowicz. Skrzydłowy pierwszej formacji wjechał do tercji rywala, huknął jak z armaty, a guma po odbiciu się od jednego i drugiego słupka wpadła do siatki. - Całkowity przypadek, uderzyłem jak najmocniej potrafiłem i krążek na moje szczęście znalazł się w siatce -- opisał swojego gola Wojtarowicz. Był to koniec ofensywnych popisów, jakie przygotowali we wtorek oświęcimianie. Półtorej minuty przed końcową syreną czwartą bramkę dla Sleżana zdobył Radek Tuma. Wynik spotkania strzałem do pustej bramki ustalił Lukasz Czerny. - Przespaliśmy dwie tercje. Przebudziliśmy się dopiero po strzeleniu pierwszego gola. Jednak przez cały mecz brakowało nam skuteczności -- powiedział nam po meczu napastnik "Biało-Niebieskich" Wojciech Wojtarowicz. Podobne zdanie na temat spotkania miał także opiekun gospodarzy - Josef Dobosz: - Zagraliśmy dramatycznie słabe dwie odsłony. W trzeciej gra uległa poprawie, ale od stanu 2-3 znów wszystko wróciło do normy. Przez całe spotkanie brakowało nam wykończenia, poza tym źle graliśmy w przewagach. Dzisiejszy sparing z pewnością nie był aż tak ważny. Priorytetem jest czwartkowe spotkanie z Jastrzębiem w Pucharze Polski. - Zwycięstwo może cieszyć, bo bliżej nam do klubu amatorskiego niż profesjonalnego. Każdy z zawodników w dzień pracuje, a treningi odbywamy dopiero wieczorem -- mówił po meczu opiekun gości Karel Suchanek, który z oświęcimską Unią trzykrotnie zdobył mistrzostwo Polski. Aksam/Unia Oświęcim - HC Sleżan Opava (0:1, 0:2, 2:2) karne 2:4 0-1 Kovalovsky (7:02) ; 4/5 0-2 Kovalovsky - Glabazda, Schreier (25:11) ; 5/4 0-3 Mekysz - Mech, Dohnal (32:00) ; 4/5 1-3 Stachura -- Klisiak (46:23) 2-3 Wojtarowicz -- Buczek, Cinalski (47:02) 2-4 Tuma -- Polok (58:32) 2-5 Czerny -- Tichy (59:01) do pustej bramki Rzuty karne: 2:4 Klisiak, Badżo - Glabazda, Mech, Polok, Czerny Unia: Stańczyk (Szydłowski) - Gallo, Kowalówka; Wojtarowicz, Stachura, Modrzejewski - Cinalski, Połącarz; Klisiak, Badżo, Buczek -- Piotrowski, Krzemień; Adamus, Szewczyk, Twardy - Urbańczyk; Sękowski, Bibrzycki, Przystał. Trener: Josef Dobosz Opava: Ilasz (Trenczan) - Mekysz, Tichy; Kriż, Mech, Glabazda - Dohnal, Kukol; Polok, Tuma, Herman - Czerny, Grofek, Suchanek - Chalupa, Toszenovjan, Kovalovsky oraz Schreier; Trener: Karel Suchanek Kary: 14-20 Sędziowali: Kobielusz -- Pilarski, Bucki Radosław Kozłowski, INTERIA.PL