Hogg 23 sierpnia podczas meczu zderzył się głową z jednym z rywali. Od tamtej pory nie mógł normalnie funkcjonować. Nieustające bóle głowy i zamroczenia stały się jego codziennością. Mimo że zrobiłby tak każdy rozsądny człowiek, on nie poinformował o tym swojego lekarza. Powód? Bał się, że straci miejsce w składzie Hibernian. Zawodnik powiedział lekarzom o swoich dolegliwościach dopiero wtedy, kiedy nie mógł już wytrzymać. Na szczęście nie było za późno. Po miesiącu udało im się doprowadzić go do stanu używalności. W najbliższą sobotę wróci do gry. Sam zainteresowany w ten sposób opisuje całą sytuację: - Muszę przyznać, byłem bardzo lekkomyślny, nie dbałem o siebie, a na treningach nie dawałem z siebie wszystkiego. Ale nie chciałem się z tym pogodzić. Grałem, bo przecież nikt nie chce stracić miejsca w składzie. - Niestety z każdym tygodniem było coraz gorzej, także podczas treningów. Głowa bolała mnie 24 godziny na dobę. Do tego prześladowały mnie jakieś dziwne wizje. Podczas jednego z treningów poczułem, że nie panuję nad sobą. W tedy postanowiłem temu powiedzieć "stop" - opisywał skruszony piłkarz. - Spotkałem się z lekarzami, neurologiem, wieloma specjalistami. Przeszedłem wszystkie potrzebne badania. Poradzono mi, abym odpoczął od futbolu, więc tak zrobiłem - dodał już wyleczony Hogg, który dostał nauczkę na całe życie.