Aby oddać niezwykłość tej historii, kanał Barca TV wygrzebał z archiwum wywiad sprzed 9 lat. 14-letni Cesc Fabregas opowiadał wtedy, że wzoruje się na Guardioli: podpatruje, jak Pep porusza się po boisku, podnosi głowę i wykonuje podanie. Ta "szybkość myślenia" wydawała mu się kluczem do sukcesu jednego z liderów "Dream Teamu" Johanna Cruyffa, który dał Barcelonie pierwszy Puchar Europy (1992). Nastoletni Cesc odważył się też ocenić sześć lat starszego od siebie Xaviego Hernandeza - jego zdaniem, to on miał zostać następcą Guardioli. "Wielkim piłkarzem będzie także kiedyś Andres Iniesta" - dodał. W sezonie 2001-2002 prowadzeni przez Tito Vilanovę "kadeci B" - z Fabregasem, Gerardem Pique i Leo Messim - wygrali mistrzostwo Hiszpanii, pokonując nawet starszych o rok "kadetów A" z Espanyolu. 12 miesięcy później 16-letni Cesc został za milion funtów oddany Arsenalowi. Nowy prezes Joan Laporta miał tyle problemów z odbudowaniem pierwszego zespołu, że jeden zdolny młodzieniec z "La Masia" nie mógł stanowić dla niego problemu. Gdy Laporta dumał, jak zaaklimatyzuje się w Katalonii Ronaldinho, Arsene Wenger wydarł mu Cesca, w którym zobaczył lidera "Gunners". Rozwiązanie historii jest już banalne i powszechnie znane. Przed rokiem debiutujący na ławce trenerskiej Guardiola, wspierany przez asystenta Vilanovę, poprowadził Barcę do sześciu tytułów. Gwiazdami drużyny byli ci, na których dziewięć lat temu wskazał Cesc, a także jego rówieśnicy Messi i Pique. Mimo świadomości, jak będzie to trudne, zmagający się z kontuzją kolana Fabregas zechce w środę wykoleić barceloński pociąg. Uważa, że jeśli Arsenalowi się nie uda, to nie może udać się już nikomu, choć powszechnie za najgroźniejszego rywala obrońców tytułu uchodził Manchester United. Związki Cesca z Barceloną to, rzecz jasna, nie wszystko: jeszcze bardziej zżyty z Arsenalem jest obecny piłkarz Katalończyków Thierry Henry, który obiecuje, że ewentualnego gola na Emirates w ogóle nie będzie świętował. Przez osiem sezonów w Londynie Francuz zdobył dla "Kanonierów" 226 goli i miał 81 asyst, zostając królem strzelców Premier League cztery razy. Dało to Arsenalowi dwa tytuły mistrz Anglii i trzy Puchary oraz finał Champions League w 2006 roku - przegrany z Barceloną. 10 miesięcy temu, już w barwach blaugrana Henry świętował spóźniony triumf w najważniejszych klubowych rozgrywkach - jedyne trofeum, którego jeszcze nie miał. Jest i trzeci bohater tej historii. Arsene Wenger może być uznany za kogoś z futbolowej rodziny Pepa Guardioli. Już nie chodzi o wyznanie miłości dla stylu gry Barcelony, ale podobno związki obu trenerów są więcej niż przyjacielskie. Przed rokiem, gdy debiutujący na ławce Barcy Guardiola miał przejściowe kłopoty, trener Arsenalu posłał mu dwa bilety na mecz "Kanonierów" (dla niego i dla jego towarzyszki). Hiszpańska prasa informuje też, że Wenger z taką determinacją wspierał Guardiolę, iż wysłał mu DVD z najciekawszymi akcjami opracowanymi dla "Gunners". A więc zdradził tajemnicę, jakiej pod żadnym pozorem nie ujawnia się rywalowi. Przed środowym hitem ćwierćfinałów Champions League europejska prasa rozpisuje się na temat związków i podobieństw między rywalami. Na wszystkich spływa deszcz komplementów. Wenger nazywa Messiego artystą, twierdząc, że nikt przed nim w 23. roku życia nie dokonywał z piłką czegoś podobnego. Katalończycy podziwiają Manchester, ale kochają Arsenal, któremu, ich zdaniem, najbliżej do ideału piękna wyznaczanego przez Barcelonę. Mimo wszystko kolejnego aktu przyjaźni w środę na Emirates nie należy się jednak spodziewać. Jeśli trener Arsenalu może być mistrzem Guardioli, to gracze Barcelony muszą być mistrzami dla "Kanonierów". Cesc ma okazję udowodnić, że rozstanie z "La Masia" nie przeszkodziło mu iść śladem Xaviego. DYSKUTUJ O ARTYKULE Z DARKIEM WOŁOWSKIM! CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kłopoty mięśniowe Iniesty Henry nie będzie świętował gola przeciw Arsenalowi W Lidze Mistrzów pora na ćwierćfinały