Po wiszącym na włosku do ostatniej sekundy zwycięstwie w siódmym starciu z Raptors (88:87), znów o triumfie ekipy z Miasta Braterskiej Miłości przesądziło ledwie jedno "oczko". Oto w piątej batalii o wielki finał podopieczni Larry`ego Browna ograli Milwaukee Bucks 89:88 i prowadzą w serii best-of-seven 3:2. Co więcej, podobnie jak w meczu z Toronto, ostatnie słowo należało do rywali 76ers. Przed 10 dniami finałowy rzut przestrzelił Vince Carter, tym razem niemal równo z syreną końcową, z niespełna 4 metrów spudłował Glenn Robinson. Mężem opatrznościowym gospodarzy był tym razem Eric Snow. Filigranowy rezerwowy rozgrywający 76ers zdobywał kluczowe punkty w meczu kończąc zawody z dorobkiem 18 "oczek" i może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że na niespełna dwie godziny przed mecze klubowy lekarz pokazał swemu podopiecznemu zdjęcie rentgenowskie, na którym widniał ślad odnowionej kontuzji stopy, która nękała Snowa w sezonie regularnym... Snow wziął tabletki przeciwbólowe zacisnął zęby i zagrał porywająco. To dzięki głównie jego postawie momentami 16-punktowy deficyt gospodarzy przed przerwą - po dwóch kwartach zmalał do 9 punktów (51:42 dla ekipy George Karla). Jednak koncert skutecznej gry Snow dał w najbardziej odpowiednim momencie. Gdy na 78 sekund przed końcową syreną 76ers przegrywali jeszcze 86:85 Snow trafił swój szósty rzut z półdystansu i gospodarze odzyskali prowadzenie (87:86). Po nieskutecznej akcji "Kozłów" Eric skopiował swój wyczyn i załoga Larry`ego Browna prowadziła już 89:86 nie oddając już zwycięstwa. - Eric zagrał z wielkim sercem. Przecież ta kontuzja dokucza mu cały rok - piał z zachwytu nad postawą swego partnera z zespołu Allen Iverson. Ten jednak już kolejnego występu absolutnie nie może zaliczyć do udanych. Nękany twardą obroną lider 76ers trafił z pola gry tylko 5 z 27 rzutów i uciułał 15 punktów. Natomista Dikembe Mutombo zaaplikował Milwaukee 21 punktów. <A href="http://nba.interia.pl/playoff/2001p">Zobacz rywalizację w play off 2001</a>