- Trochę ich już rozdaliśmy, a szkoda, bo w kilku spotkaniach, chociażby przeciwko Arce, Ruchowi czy Polonii Bytom, powinniśmy wygrać. Te trzy mecze to akurat wyjazdy, ale też u siebie z Wisłą mogliśmy osiągnąć lepszy rezultat - mówi w rozmowie z serwisem INTERIA.pl Kretek. Po słowach trenera widać, że beniaminek Ekstraklasy zgubił około siedmiu punktów. Gdyby dziś miał tyle, ile mógłby mieć, byłby... wiceliderem! - Nie ma co gdybać. Na początku sezonu mieliśmy trochę kłopotów zdrowotnych, więc musimy zaakceptować obecną sytuację - zauważa Kretek. Warto więc w tej sytuacji przypomnieć, że w pierwszych meczach trener nie mógł skorzystać m.in. z Marcina Robaka. Cały czas niezdolny do gry jest też Krzysztof Ostrowski, spore problemy mieli ostatnio choćby Velibor Djurić czy Prejuce Nakoulma. Kłopoty kadrowe to jednak nie jedyny powód niższej, niż życzyłby sobie trener, dyspozycji Widzewa. Łodzianie nie tylko mają problemy z wykorzystywaniem sytuacji, ale także często popełniają proste błędy w obronie. - Wydaje mi się, że już ich nie powtarzamy - pociesza się Kretek. - Fragmenty meczów, w których tracimy gole, mam nagrane i pokazuję je zawodnikom. Staramy się zmienić sposób konstruowania akcji i styl gry, ale że nie funkcjonuje to jeszcze tak, jakbym chciał, czasem słono za to płacimy. Myślę, że to kwestia czasu, kiedy wszystko "zaskoczy". Na chwilę obecną łodzianie z ośmiu spotkań zremisowali aż pięć. To naprawdę sporo, zdecydowanie najwięcej w lidze. Otwarcie możemy więc ogłosić widzewiaków... królami remisów. Ale czy to, aby na pewno powód do dumy? - Wolałby pan, żebyśmy byli królem porażek? Lepiej zgarnąć jeden punkt, niż zero - odpowiada Kretek. Wiele osób uważa jednak, że łodzianie mają spore problemy z wygrywaniem meczów. - To nieprawda. Pokazaliśmy już przecież, że potrafimy zwyciężać. Sporą rolę odgrywa fakt, że Widzew jest tylko beniaminkiem i nie możemy o tym zapominać. I jak na beniaminka, te jedenaście punktów to całkiem niezły rezultat. Choć na pewno mógłby być lepszy - kończy Kretek.