Ta sprawa od początku śmierdziała na niekorzyść osób zarządzających klubem z Wrocławia. Trener Tarasiewicz miał w kontrakcie bowiem zapis, który pozwalał mu wyłącznie na wykonywanie obowiązków pierwszego trenera. Działacze Śląska z Piotrem Waśniewskim na czele uniemożliwili jednak "Tarasiowi" wypełnianie obowiązków wynikających z umowy i dlatego też Wydział Szkolenia postanowił przyznać rację trenerowi. Na nic więc zdały się tłumaczenia prezesa wrocławskiego klubu, który wielokrotnie powtarzał w mediach, iż ikona Śląska nadal pracuje na ich konto. Zarząd wrocławskiego klubu popełnił błąd zawieszając ówczesnego pierwszego trenera pod koniec września ubiegłego roku. Teraz już wiadomo, że takie zawieszenie jest równoznaczne z jednostronnym zerwaniem kontraktu. Ponadto, prawo związkowe wyraźnie mówi, że klub nie może mieć zatrudnionych dwóch pierwszych trenerów w jednym momencie. W przeciwnym wypadku oznaczałoby to całkowitą dewaluację zawodu trenera. Skoro Tarasiewicz miał ważną umowę do czerwca 2012 roku i pobierał z klubu miesięczną pensję w wysokości 45 tysięcy złotych, łatwo można policzyć, ile pieniędzy menedżerowie Śląska roztrwonili. A przecież te pieniądze równie dobrze mogłyby zostać zagospodarowane na wzmocnienia pierwszej drużyny, która intensywnie przygotowuje się do startu w europejskich pucharach! Poprzez nieudolne zarządzanie wizerunek Śląska Wrocław znacznie może się pogorszyć. Niewykluczone, że przyszli trenerzy dwa razy dłużej będą się namyślać zanim zwiążą się umową z wrocławskim klubem. A wystarczyło tylko przecież podziękować swojej legendzie za owocną pracę w ostatnich latach i rozstać się z nią w zgodzie. Na taki gest w zarządzie Śląska nikogo jednak nie stać.