Pierwszą wątpliwość wśród fanów "Białej Gwiazdy" wzbudzało ściągnięcie z placu gry Patryka Małeckiego po tym, gdy Wisła zaczęła grać w osłabieniu. Dlaczego więc trener wybrał właśnie "Małego"? "Przede wszystkim musieliśmy dokonać tej zmiany, ponieważ czerwoną kartkę dostał Sobolewski i na boisko musiał wejść defensywny pomocnik - Czarek Wilk" - wyjaśnił na początek Robert Maaskant. "Musiałem dokonać wyboru pomiędzy jednym z ofensywnych piłkarzy. "Mały" miał już żółtą kartkę, a dodatkowo mając na boisku Meliksona, Genova i Kirma mogliśmy łatwiej zmieniać nasz system gry w późniejszym etapie meczu" - wymienił dwa powody pierwszej zmiany szkoleniowiec. Drugą wątpliwość wśród fanów wzbudziło ściągnięcie strzelca dwóch bramek dla Wisły, Cwetana Genkova. Niektórzy podnosili argument, że po jego zejściu z murawy Wisła została bez napastników. "To nie było tak, że ściągając Genkova nie zostawiłem na boisku napastnika. Na placu gry pozostali Kirm i Melikson" - wytłumaczył trener Maaskant. "Zdecydowałem się na wystawienie dodatkowego środkowego pomocnika, żeby drużyna zyskała większą kontrolę nad grę. Zadziałało to idealnie, ponieważ grając w dziesięciu stworzyliśmy cztery czy pięć naprawdę świetnych sytuacji do zdobycia gola. Poza tym Genkov był lekko kontuzjowany, więc to było dodatkowym argumentem przemawiającym za ściągnięciem go" - kontynuował trener. Wreszcie trzecia zmiana i dwie wątpliwości związane z nią: dlaczego zszedł Melikson i dlaczego na boisku nie pojawił się środkowy napastnik, czyli Rios, skoro w momencie jej przeprowadzanie oba zespoły grały już w dziesiątkę. "Maor był bardzo zmęczony pod koniec meczu, a wprowadzając Łobodzińskiego zyskiwaliśmy na boisku silniejszego piłkarza niż Melikson, który potrafi lepiej powalczyć w powietrzu niż Maor" - wyjaśnił pierwszą część zagadki Robert Maaskant. "A dlaczego Łobodziński, a nie Rios? "Zagrożenie ze strony Korony pochodziło ze skrzydeł, a nie ze środka. Jeśli zostawilibyśmy wolne skrzydło, to co chwila przeciwnicy mogliby wrzucać piłki w nasze pole karne. Zostawiając wolny środek wiedzieliśmy, że Korona i tak będzie podawać piłkę na skrzydło. Oczywistym więc była gra w takiej sytuacji dwóch napastników grających na skrzydłach, przez co Korona musiała zostawiać czterech zawodników w defensywie. Tak rzeczywiście się działo" - odpowiedział trener, wyjaśniając ostatnią wątpliwość. I na koniec jeszcze ogólna konkluzja trenera co do niedzielnego meczu. "Zmiany były dobre, nasz problem polegał na tym, że nie potrafiliśmy wykorzystać świetnych okazji, które sobie stworzyliśmy. Do tego doszedł jeszcze potworny pech przy stracie drugiego gola" - zakończył Robert Maaskant.