Lech pokonał mistrza Austrii FC Salzburg 2-0, aczkolwiek długimi fragmentami to rywale grali lepiej. - To był dla nas bardzo ważny mecz, przy wspaniałej publice i we wspaniałej atmosferze. Ta magia udzieliła się również nam i może dlatego w pierwszej połowie gra była tak nerwowa. Graliśmy za daleko od siebie. Po spokojnej rozmowie w szatni w drugiej połowie ta gra była już bardziej ułożona. Wykorzystaliśmy też nasze najmocniejsze strony: stałe fragmenty, grę do boku czy szybkie ataki - mówił po spotkaniu trener Zieliński. Szkoleniowca Lecha nie interesowało to, że piłkarze "Kolejorza" prezentowali się często, zwłaszcza po strzeleniu gola, słabiej od rywali. - Piłka nożna to nie łyżwiarstwo figurowe, tu nie liczą się axle czy toe-loopy. Liczy się to, co wpadnie do bramki. My strzeliliśmy dwie bramki i dlatego wygraliśmy - przyznał poznański szkoleniowiec. Trener Salzburga Huub Stevens zaskoczył rywali składem ataku swojej drużyny. Nie miało to jednak wpływu na grę mistrza Austrii, bo młody Brazylijczyk Alan nie pokazał nic ciekawego. - Wiedzieliśmy, że Salzburg ma problemy ze zdobywaniem bramek i grą piłkarzy ofensywnych. Spodziewałem się, że w ataku zagra Wallner lub Boghossian, a Alan był anonimową postacią. Okazało się jednak, że ta siła ataku jest znikoma, za to Salzburg ma bardzo silną pomoc z reprezentantami Austrii czy Słowacji. Stąd nasze problemy - analizował Zieliński. Szkoleniowca "Kolejorza" zmartwiła kontuzja Grzegorza Wojtkowiaka - reprezentant Polski opuścił boisko w drugiej połowie. - Wygląda to na dość poważną kontuzję, jakieś naderwanie. Może nie mięśnia, ale ścięgna podkolanowego. Myślę, że czeka go dłuższa przerwa - ocenił Zieliński. Andrzej Grupa, Poznań