- Byliśmy w niebie, spadliśmy do piekła, a potem znów na chwilę wróciliśmy do nieba. Te trzy bramki z Turynu to coś niebywałego, przejdziemy z tym do historii - mówił szczęśliwy trener Lecha, który jakby nie dowierzał temu, co się stało. Po hat-tricku Artjomsa Rudnevsa Lech cudem uratował remis na Stadonie Olimpijskim w Turynie. Choć pamiętajmy, że wcześniej poznaniacy prowadzili 2-0, a kontaktowego gola Włosi zdobyli w ostatnich sekundach pierwszej połowy. Przy dwóch pierwszych bramkach źle zachowali się obrońcy Lecha i bramkarz Krzysztof Kotorowski - zabrakło w ich szeregach zrozumienia. Przy trzecim golu Alessandro Del Piero Kotorowski stał nieco za daleko i nie zdołał skutecznie interweniować. - Nie będziemy winili Krzysztofa, choć przy tym drugim golu mógł się zachować lepiej. A trzeci? Przy takim strzale, jak ten Del Piero, to daj Boże zdrowie... - stwierdził Zieliński. Bohaterem Lecha był Rudnevs, który w drużynie jest od półtora miesiąca. - Szkoda, że dotarł do nas tak późno i nie mógł grać wcześniej w pucharach. Artjoms świetnie się rozwija, będziemy mieli z niego pożytek - przyznał trener Lecha. Zieliński był zadowolony z tego, że jego zespół potrafił się przeciwstawić wielkiej legendzie europejskiej piłki. - My, trenerzy i piłkarze z Polski, takie mecze oglądamy raczej tylko w telewizji. Dziś się okazało, że pod wieloma względami nie ustępowaliśmy Juventusowi. Potrafiliśmy mu się przeciwstawić - analizował poznański szkoleniowiec, który był zachwycony zachowaniem trenera Juventusu Luigiego Del Neri. - Podszedł i pogratulował świetnego występu. Z ust takiego fachowca to wielki zaszczyt. Zieliński wiedział, że Lechowi ciężko będzie przeciwstawić się stałym fragmentom gry w wykonaniu rywali. A po nich Włosi zdobyli dwie bramki. - Co mieliśmy zrobić, skoro oni mają najwyższy zespół we włoskiej lidze? Podjęliśmy walkę, ale ją przegraliśmy - stwierdził trener Lecha, który zdaje sobie sprawę z tego, że poznański klub może wynieść z takich meczów same korzyści. - Takiego doświadczenia nie da nam rok występów w polskiej lidze. Zawodnicy przynajmniej się przekonali, że takich rywali, jak Krasić czy Sissoko, też można ograć - stwierdził szkoleniowiec, który ma nadzieję na kontynuację serii. - Punkt zdobyty w Turynie nie będzie nic znaczył, jeśli nie udowodnimy dobrej formy w następnych meczach. Mamy "grupę śmierci", ale, jak widać, możemy w niej rozgrywać mecze życia - zakończył Jacek Zieliński. Andrzej Grupa, Turyn