INTERIA.pl: - Po czterech meczach macie na swoim koncie dziewięć punktów. Jesteście zadowoleni? Tomasz Wróbel: - Można na to spojrzeć z dwóch stron. Powinniśmy być zadowoleni, bo przed sezonem wszyscy skazywali nas na pożarcie i źle życzyli już od samego początku. Ale będąc człowiekiem ambitnym, można było mieć komplet zwycięstw lub chociaż jeden punkt więcej. Wtedy bylibyśmy w pełni zadowoleni. Ja mówię: jest fajnie, ale mogło być lepiej. - Przed sezonem wiele osób skazywało was na spadek. Zupełnie niedoświadczony trener, odejście kilku ważnych piłkarzy, m.in. Jakuba Tosika, Dariusza Pietrasiaka czy Patryka Rachwała. - Nie będę ukrywał, to były poważne osłabienia naszej drużyny. W ostatnim czasie to byli przecież piłkarze, którzy stanowili o sile GKS-u. Dziś cieszymy się, że do klubu trafili zawodnicy, którzy wiele wnoszą do naszego zespołu. Szybko wkomponowali się w drużynę i godnie zastąpili tych, którzy odeszli. Nic innego nam nie zostaje jak bić brawo i grać dalej. - Zła atmosfera wokół klubu, problemy finansowe, zmiany własnościowe, skazywanie na grę o utrzymanie - to wam nie przeszkadzało? - Powiem inaczej: zawsze lepiej atakować z cienia. Tym, którzy byli do nas źle nastawieni, chcieliśmy szybko coś udowodnić. Od dawna mówiłem, że zdajemy sobie sprawę, że tracimy kluczowych piłkarzy, ale spróbujemy poradzić sobie bez nich. GKS Bełchatów, jak na polskie warunki, jest bardzo poukładanym klubem. Jest dobra baza treningowa, pieniądze są regularnie wypłacane i mamy dość ciekawy zespół. Są tutaj nieźli piłkarze i nie wierzyłem, że możemy bronić się przed spadkiem. Nie wiedziałem o co powalczymy, ale na pewno nie o utrzymanie. - Dziś już pan wie o co gra GKS? - Wolałbym się na ten temat nie wypowiadać. Sezon jest długi, wiele może się jeszcze zdarzyć. Nie lubię mówić o konkretnych celach, bo kiedyś miałem już mistrzostwo Polski na wyciągnięcie ręki, ale nie udało się go zdobyć. Może i te słowa są nudne, ale my po prostu w każdym meczu walczymy o zwycięstwo. Wierzymy, że niejednej drużynie popsujemy plany. - Niektórzy nawiązują już do sezonu 2006/07, kiedy GKS zdobywał wicemistrzostwo. Nie za wcześnie? - Za wcześnie. Nie wracajmy do tamtego roku, bo on był przegrany. Mogliśmy być pierwsi, a byliśmy drudzy. Nie ma co mówić, że gramy o bardzo wysokie cele. To dopiero początek sezonu. Rzeczywiście, nasza gra wygląda nieźle, ale nie ma się co podpalać. Ma być spokój i pokora. Rozmawiał Piotr Tomasik