INTERIA.PL: Niedawno został Pan wystawiony przez Widzew na listę transferową. Wie pan dlaczego? Tomasz Lisowski: Nie mam pojęcia. Klub podjął taką decyzję, a ja muszę się podporządkować. Zaczynam się rozglądać za czymś nowym i zimą będę chciał zmienić otoczenie. Muszę, bo przecież w Łodzi mnie nie chcą. Kiedy się pan o tym dowiedział? - Dzień przed ogłoszeniem oficjalnej informacji poinformowano mnie o takich planach. Był pan zaskoczony decyzją władz klubu i trenera Michniewicza? - Michniewicza? Nie jestem pewien, czy to aby na pewno jego decyzja. Ale zaskoczony byłem, i to bardzo. Niedawno miałem przecież kilka ciekawych propozycji, a Widzew blokował mój transfer. A tu teraz taka decyzja... Trudno, świat się nie kończy. Ja sobie poradzę. Wydawało się, że Michniewicz będzie chciał pana w zespole, bo przecież zagrał pan w pierwszym meczu za jego kadencji. - Też tak sądziłem. Nie wiem jednak, czy to trener chciał się mnie pozbyć. Niedawno rozmawiał pan z władzami Widzewa na temat przedłużenia obecnej umowy. - Podczas spotkania przedstawiłem swoje oczekiwania, a klub poprosił o czas do namysłu. Powiedzieli, że muszą wszystko przemyśleć, że się zastanowią i wkrótce odezwą. Odezwali się dzień przed ogłoszeniem listy transferowej. Widzew pana wypycha, bo chce jeszcze cokolwiek na panu zarobić? - Myślę, że to bardzo możliwe. Ma pan żal do kogoś z klubu? - Lepiej będzie, jeśli ugryzę się w język. Nie chciałbym powiedzieć o kilka słów za dużo. Co będzie teraz z panem? - 10 stycznia mam się stawić na treningu Widzewa. Zobaczymy, co będzie dalej. Ja rozglądam się już za nowym klubem. Podobno chce pana Wisła Kraków. - Rzeczywiście, coś jest na rzeczy. Ale to nie jedyny wariant, kilka innych klubów też jest zainteresowanych moją osobą. Pół roku temu, gdy chciała pana Wisła, ofertę odrzucił Widzew. Teraz z Łodzi pana wyrzucają. - To nie była moja decyzja, musiałem się podporządkować. Skoro mnie tu nie chcą, to odejdę. Rozmawiał Piotr Tomasik