Ze spokojną głową jechał jechał pan do Londynu?Tomasz Kryk: - Mimo, że są to moje pierwsze igrzyska, to jestem bardzo spokojny. Ostatnie sprawdziany podczas zgrupowania pokazują, że jesteśmy w formie. Dziewczyny osiągają najlepsze czasy. Mamy cztery osady i stać nas walkę z najlepszymi. Każda z tych osad powinna spokojnie awansować do finału. Nie będę jednak deklarował, ile możemy zdobyć medali. Pewne zaskoczenie wzbudziła pana decyzja o zmianie składu dwójki. Beata Mikołajczyk razem z Anetą Konieczną zdobyły srebrny medal cztery lata temu w Pekinie. Razem też zakwalifikowały osadę na igrzyska w Londynie, zdobywając rok temu brązowy medal mistrzostw świata. Tymczasem miejsce Koniecznej zastąpiła debiutantka Karolina Naja, a nasza trzykrotna medalistka olimpijska popłynie w jedynce.- Nie miałem wątpliwości co do swoich decyzji. Myślę, że dziewczyn nie musiałem też do niej specjalnie przekonywać. Niepotrzebnie tylko media nakręciły sprawę. To poważniejsza sprawa i trzeba się nad tym poważniej zastanowić, ale po igrzyskach. Nie jest tajemnicą, że Aneta ma chorobę nowotworową, stąd też pojawiły się pewne dylematy. Wybrałem optymalne rozwiązanie.W poniedziałek w biegu eliminacyjnym w K4 na 500 m zrezygnowaliście z walki o bezpośredni awans do finału, tylko woleliście popłynąć dodatkowo w półfinale. Aż tak jesteście pewni siebie?- Ta osada naprawdę jest bardzo mocna. Ale mało kto wie, że w takim składzie trenowała ze sobą 11 razy. Bo też osada została złożona w ostatnim momencie. Założeniem było startować "na dwa razy" w eliminacjach i półfinał. Każdy bieg to dodatkowe doświadczenie. Chcieliśmy to wykorzystać, sprawdzić jak nam wychodzi start, jak przejście w dystansie i finisz. W biegu eliminacyjnym dziewczyny popłynęły mocno tylko 100 metrów. Marta mówiła, że jak zaczęły zwalniać, to nie wiedziały co zrobić, rywalki nie odpływały. Czas nieco ponad 1.30 min. to naprawdę wynik, który powinien dać medal. W Płowdiw, gdzie trenowaliśmy przed igrzyskami, uzyskiwaliśmy czasy o sekundę gorsze.Po dwóch wyścigach zawodniczki będą jeszcze trenować po południu. Nie za dużo wysiłku jak na jeden dzień?- Zawody na igrzyskach mają swoją specyfikę. Trwają znacznie dłużej niż mistrzostwa świata czy Puchar Świata, na którym ścigamy się od piątku do niedzieli. Trzeba było trochę zmienić ten nasz mikrocykl treningowy. Szybko osiągnęliśmy też tzw. gotowość startową i jeszcze w piątek przed wyjazdem robiliśmy normalny trening siłowy. Marta ma w czwartek wolne, dlatego pewnie będzie trenować dwa razy w ciągu dnia.Nie mieszkacie w wiosce olimpijskiej, tylko w pobliżu toru w Eton, gdzie wcześniej byli zakwaterowani wioślarze. Czy czuć tam atmosferę igrzysk?- Przyznam, że organizacyjnie jest gorzej niż na Pucharze Świata w Poznaniu, gdzie wszystko jest przygotowane naprawdę perfekcyjnie. Mam tu na myśli, całą logistykę - transport, zakwaterowanie. Gdy przyjechaliśmy, nie było dla wszystkich pokoi, część sprzątano jeszcze. Jest zdecydowanie mniej osad niż na mistrzostwach Europy czy świata. W sumie czujemy się jak na normalnych regatach. Nie żałuję, że jesteśmy tutaj dopiero od soboty, bo z nudów byśmy chyba umarli.Rozmawiał w Londynie Marcin Pawlicki