Wybitny reprezentant Polski na ławce trenerskiej zespołu z Podlasia zastąpił Czesława Michniewicza. Kulisy zmiany na stanowisku pierwszego trenera Jagiellonii sięgają ponoć wesela Kamila Grosickiego, podczas którego "Gianni" ponoć zaskarbił sobie serce prezesa białostockiego klubu, Cezarego Kuleszy. W rozmowie z INTERIA.PL, Hajto kategorycznie zdementował informacje, jakoby miał podgryzać "Polskiego Mourinho". - Nawet nie chce mi się o tym gadać. Jak ktoś opowiada takie głupoty, to aż mi się słuchać nie chce. Przecież to nie ja jechałem do Białostoku, mówiąc, żeby zwalniać Cześka. Nie wiem o co chodzi w tej dyskusji i niepotrzebnie Czesiek wylewa jakieś żale na blogu Romka Kołtonia. To dla mnie nie jest tak do końca normalne - tłumaczy były kadrowicz, który prywatnie jest dobrym znajomym Michniewicza. 40-letni trener nie prosił jednak starszego kolegi o informacje na temat białostockiego klubu. - Ja mam swoją wizję tego zespołu i nie muszę z nikim rozmawiać - wyjaśnił Hajto, który z dużą łatwością pozbył się z klubu doświadczonego Andriusa Skerli i Hermesa. Jak sam twierdzi, powodem były tylko i wyłącznie czynniki sportowe. Czy z taką samą łatwością znajdzie następców na ich pozycje? - To, że ktoś odchodzi wcale nie oznacza, że będę od razu kogoś sprowadzał. Na siłę nie musimy nikogo ściągać. Najłatwiej jest przeprowadzić rewolucję kadrową, ale ja wierzę, że posiadam wystarczający potencjał ludzki, z którego chciałbym wykrzesać maksimum - zaznaczył. W zimowym okienku transferowym białostocki klub wzmocnili już Nika Dzalamidze, Grzegorz Sandomierski. Upadł natomiast pomysł sprowadzenia z Górnika Zabrze Michała Pazdana. - Taki temat naturalnie był, ale transfer nie dojdzie do skutku, bo zabrzański klub nie chce go puścić - dodał. Hajto przygotowuje białostoczan do ligowych rozgrywek wraz z Dariuszem Dźwigałą. Oficjalnie "Gianni" jest bowiem tylko członkiem sztabu szkoleniowego "Jagi". W protokole meczowym nie może figurować jako pierwszy trener drużyny występującej w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jak dowiedziała się INTERIA.PL, świeżo upieczony trener białostockiej drużyny w poniedziałek zaliczał przed komisją dwa egzaminy, które mają go przybliżyć do uzyskania licencji trenerskiej, uprawniającej go do prowadzenia drużyny w Ekstraklasie. Charyzmatyczny szkoleniowiec na brak zajęć nie może więc narzekać. Oprócz intensywnych przygotowań, Hajto dużo czasu poświęca na naukę. - Ostatnio za bardzo nie miałem czasu porządnie się nawet wyspać. W wolnych chwilach, które miałem głównie w nocy, pisałem pracę dyplomową - zdradził opiekun z drużyny z Podlasia. Temat jego naukowego dzieła pozostaje jednak tajemnicą. Pomimo naszych licznych zapytań, uczestnik Mundialu w Korei Południowej i Japonii nie chciał nam uchylić rąbka tajemnicy. - To jest moja prywatna sprawa, ale cieszę się, że się tak wszyscy się o mnie martwicie - przyznał. Pomimo napiętego harmonogramu "Gianni" potrafił znaleźć czas, żeby w miniony weekend obejrzeć mecze swojej ulubionej ligi. - Szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy ostatni raz dwóch Polaków strzeliło po dwie bramki w jednym meczu Bundesligi. Fantastyczne chwile. Aż łza się w oku kręci, kiedy na boisko wychodzi trzech rodaków w pierwszym składzie i dwóch z nich przesądza o zwycięstwie nad HSV. Wtedy jest się dumnym, że jest się Polakiem - komplementował wyczyn Jakuba Błaszczykowskiego i Roberta Lewandowskiego były filar reprezentacji Polski, pracujący do niedawna jako komentator ligi niemieckiej w Eurosporcie.