685 minut czekał na gola Sernas, a 414 - Robak. Ten drugi został bohaterem meczu z Górnikiem Zabrze, zdobywając dwie bramki. Litwin trafił raz, z rzutu karnego. - O tym, żeby podejść do jedenastki, zdecydowałem ja. Podszedłem do Robaka, poprosiłem go o piłkę i ustawiłem na "wapnie" - opowiada serwisowi INTERIA.PL. - Ta bramka była dla mnie bardzo ważna. Od mojego poprzedniego trafienia upłynęło przecież już sporo czasu i potrzebowałem takiego przełamania. Najważniejszy jest wynik drużyny, ale cieszę się, że ta seria meczów bez gola już się za mną nie ciągnie - dodaje. Zarówno Sernas, jak i Robak wpisali się przed tygodniem na listę strzelców, ale wspólnie nie przeprowadzili żadnej akcji. Obaj znów pracowali przede wszystkim na swoje konto, choć już chętniej współpracowali z zespołem, niż we wcześniejszych spotkaniach. Cały czas mówi się jednak o tym, że istnieje konflikt pomiędzy napastnikami. - Szczerze powiedziawszy, to bawią mnie takie informacje - odpowiada Litwin. - Naprawdę nie wiem, kto wymyśla takie bzdury. Jak wygrywaliśmy w pierwszej lidze, jak dobrze szło w Ekstraklasie, to nikomu takie rzeczy nie przychodziły do głowy. Ostatnio, jak mieliśmy gorsze wyniki, mówiono, że to wina Sernasa i Robaka. A ja z Marcinem dogaduję się bardzo dobrze. Najważniejsze, że obaj trafiliśmy do siatki - podkreśla. Z tego, że napastnicy Widzewa znów byli skuteczni, cieszy się Czesław Michniewicz. - Przed meczem dałem Marcinowi płytę z bramkami Thierry'ego Henry'ego w Arsenalu - mówi nam trener. - Obejrzał te gole i to mu pomogło. Blokada z głowy zniknęła, sim-lock został zdjęty. Z tej metody skorzystał też Sernas, ale chyba nie obejrzał płyty do końca - uśmiecha się.