Dzieje się tak skutkiem przyjętej przez Kanonierów koncepcji. Ma Arsenal ciekawy skład, lecz klub wydał kiedyś menedżerowi dyspozycję tworzenia potęgi za niewielkie (uwaga! - niewielkie jak na angielskie i europejskie warunki) pieniądze. Arsenal nie bierze udziału w wielkich przetargach, wyławia (chwała mu za to) talenty w niższych ligach, za granicą, szuka w reprezentacjach juniorów i młodzieżowych. Cały czas planuje jednak mistrzostwo Anglii, zasadza się na nie, walczy też w Lidze Mistrzów - wszystko bez skutku. To znaczy klub osiąga na pewno sukces finansowy, przychody z telewizji, Champions League i biletów są spore, lecz brakuje sukcesu sportowego i pojawiają się na Wyspach złośliwe komentarze, że koncepcja jest błędna i że Arsenal nie do roli chłopca do bicia został stworzony. Na pewno nie został, lecz postawił się w takiej roli - bez szans na triumf w Anglii, przyszła gorzka porażka w boju z MU w Lidze Mistrzów. Ostatnio angielska prasa zacytowała wypowiedź byłego gracza MU - Mikaela Silvestre - który określił niedawny bój Arsenal - MU w Lidze Mistrzów jako pojedynek "11 facetów z 11 dziećmi". Dosadne, lecz prawdziwe - na tym poziomie nieważne są intencje, możliwości, chęci, talent graczy. Liczą się tylko zaangażowane pieniądze przekładające się na siłę składu. Nie ma przypadku, że MU wygrał rywalizację o klubowy Puchar Świata, Puchar Ligi, ma krok do mistrzostwa Anglii, zagra w finale LM. Nie ma przypadku w tym, że sympatyczny Arsenal tego wszystkiego nie osiągnie. Jest jakimś przegięciem mit młodej i zdolnej młodzieży. Forsowanie gry coraz młodszych piłkarzy skończyło się tak, panie Wenger, że nastolatek Gibbs przewrócił się w złym momencie półfinałowego meczu. Ale kto wystawia dzieci na gigantów futbolu? Z innej beczki - kupiony rok temu Aaron Ramsey z Cardiff kosztował 4,8 mln funtów i w tym sezonie tylko raz wyszedł w podstawowym składzie. Arsenal przelicytował. A pieniędzy na dobrych, sprawdzonych piłkarzy nigdy w Arsenalu nie ma? Nie ma winnych, panie Wenger? Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL