Największy kibic naszej reprezentacji od 21 lat pracuje jako ratownik w kopalni. Od 16 lat zaczyna pracę pół godziny po północy. - Raz ściągnęli mnie na telefon i niewiele brakowało, a skończyło by się tragedią. Zepsuł mi się aparat tlenowy. Dobrze, że wyjście było blisko. Od tamtego czasu nie noszę ze sobą telefonu. Wolny czas jest dla rodziny - przekonuje. Karolina daje wycisk chłopakom Zawsze chciał być hokeistą, ale na lodowisko miał daleko i tato nie zgodził się, aby sam jeździł. Ostatecznie zapisał się na piłkę. W Górniku Kazimierz grał do czasu, gdy upomniała się o niego armia. Zawsze jednak kochał hokej, a ta jego miłość przeszła na córki. Ania trenowała w Sosnowcu z chłopakami, a później grała w Janowie w zespole dziewczyn. Łyżwy zawiesiła na kołku, aby jak najlpiej przygotować się do matury. Teraz na lodzie wymiata młodsza córka - Karolina. Dumny tato ma nadzieję, że kiedyś będzie grała w reprezentacji. Zaczęła jeździć na łyżwach, jak miała trzy lata. - W figurówkach... - z wyraźnym niesmakiem dodaje Karolina. - Mama chciałaby, żebym została łyżwiarką figurową, ale ja wolę hokej. Karolina trenuje z chłopakami 3, 4 razy w tygodniu, a do tego dochodzą mecze, więc na lodzie jest prawie codziennie. - Co najbardziej lubię w hokeju? Grę ciałem! Bez problemu radzę sobie z chłopakami. Nie boję się, chociaż parę razy oberwałam. Grałam już ze skręconą kostką i gorączką. Tata coś podejrzewał, ale powiedziałam, że mam 36 stopni, choć miałam 38. Musiałam zagrać, bo gdybym nie pojechała, to byłoby nas za mało i dostalibyśmy walkower. - Cały tydzień leżała później w łóżku... - dodaje Grzegorz. - Pan Piecha, drugi trener reprezentacji kobiet już zapisał Karolinę w swoim notesie - Grzegorz chwali córkę. - Grałam już mecz w reprezentacji młodzieżowej. Już w 45. sekundzie strzeliłam gola. W sumie trafiłam trzy razy. Co roku Grzegorz zawozi córkę na Słowację na hokejowy camp, aby Karolina mogła podnosić swoje umiejętności. - Przed rokiem byłam jedyną dziewczyną - relacjonuje Karolina. - Gdybym miał więcej urlopu, to spędziłbym z nimi cały tydzień i patrzył, jak świetnie pracują tam z dzieciakami - przekonuje Grzegorz. Mama dostała zakaz stadionowy Razem z córką jeżdżą za reprezentacją wszędzie. Jak na ich wyjazdy reaguje żona? - Jest bardzo wyrozumiała. Poza tym zawsze przywozimy jej coś fajnego. Tym razem wybraliśmy naszyjnik. Dorotka ma zielone oczy, więc będzie pasował - przekonywał Grzegorz. - Mama ma zakaz stadionowy, bo kiedyś, jak przyszła nam kibicować, to przyniosła pecha i zajęliśmy drugie miejsce - śmieje się Karolina. Co najmilej wspominają ze wspólnych hokejowych wyjazdów? Karolina nie ma wątpliwości. - Po zakończeniu mistrzostw w Toruniu, trener Ekroth zaprosił mnie do szatni i dostałam od chłopaków prezent - wzrusza się. - Chłopaki z mojej drużyny mają mi za złe, że koleguję z zawodnikami z innych drużyn, ale nic sobie z tego nie robię. Podczas mistrzostw po każdym meczu organizatorzy nagradzają najlepszego zawodnika swojej drużyny. Churasowie fundują własne nagrody. Tak jak na każdy mecz przychodzą dużo wcześniej, żeby przywitać się z hokeistami, tak po każdym zawsze na nich czekają, a najlepszego wyróżniają. W tym roku przywieźli wisiorki do łańcuszków w kształcie hokeistów. Przed rokiem wręczali kufle. - Nie jest to DVD, które zawodnicy dostają od organizatorów, ale każdy przez nas nagrodzony, mówi że jest mu bardzo miło i że jest zaskoczony - twierdzi Grzegorz. Dotknąć Puchar Stanleya Churasowie kochają hokej. Kiedyś specjalnie pojechali do Trenczyna, żeby zobaczyć najcenniejsze hokejowe trofeum Puchar Stanleya. - Poszliśmy dwie godziny wcześniej, żeby stać w pierwszym rzędzie przy barierce - relacjonuje Grzegorz. - Marzyłem, żeby zobaczyć Puchar Stanleya, a udało nam się go dotknąć! Gdy próbowałem to zrobić, ochroniarz powiedział, że szef nie pozwala. Odparłem: Wie pan, jak ja tę rękę umyłem?! Uśmiechnął się tylko, a my spełniliśmy swoje marzenie. Ciesząc się swoją pasją, pamiętają o innych. Zdobyli autografy gwiazd NHL i koszulki, na których podpisali się Hossa i Kopecky przekazali na licytacje, aby dochód z nich pomógł chorym dzieciom. Karolina i Grzegorz nie trafili na dobry czas polskiego hokeja. Czy kiedyś doczekają się sukcesów naszej reprezentacji? Na mistrzostwa do Kijowa jechali najpierw samochodem do Medyki, później busem do Lwowa, a na końcu pociągiem przez noc do ukraińskiej stolicy. Kibicowali, jak mogli, ale nasz zespół zajął dopiero czwarte miejsce i najprawdopodobniej za rok będzie grał w trzeciej lidze. Jednak ich uczucie do hokeja jest bezwarunkowe. - Najgorsze, że nasz hokej jest tak słabo postrzegany. Piłkarze się obijają, a hokeiści trenują o wiele ciężej od nich i nie zarabiają nawet połowy tego, co futboliści - kończą w swoim stylu. Mirosław Ząbkiewicz, Kijów