W pięciu meczach lechici strzelili tylko trzy bramki - dwie zdobyli boczni pomocnicy (Wilk i Peszko), jedną stoper Bosacki z rzutu karnego. O ile do formacji ofensywnej można mieć było sporo zastrzeżeń już w poprzednich starciach, to obrona spisywała się dość dobrze. W środę jednak i ona zawiodła. Trener Zieliński nie rozpaczał jednak po meczu: - Dla mnie wyznacznikami były mecze z Partizanem i Dinamem. Wiem, że ten wynik idzie w świat, ale dla mnie on nie ma znaczenia - mówił szkoleniowiec mistrzów Polski. Prawda jest tez bowiem i taka, że lechici jeszcze w środę mieli dwa ciężkie treningi i po prostu nie mieli sił. W czwartek rano czeka ich jednak już tylko rozciąganie, później wrócą do Poznania i dostaną dwa dni wolnego. Do meczu z Interem Baku będą już trenowali tylko lekko, by w upalnym Azerbejdżanie mieć więcej sił niż w gorącej i słonecznej Austrii. W pierwszej połowie znów zagrał Artur Wichniarek. Tym razem był bardziej aktywny, grał dobrze do momentu, kiedy miał siły. Już w 2. minucie został sfaulowany przed polem karnym, ale strzał Semira Stilicia z rzutu wolnego obronił bramkarz Slavii. Bośniak odwdzięczył się Wichniarkowi w 15. minucie meczu - po jego sprytnym zagraniu były napastnik Herthy Berlin mógł pokonać Martina Vaniaka, ale golkiper Slavii odbił piłkę w bok. Na tyle szczęśliwie, że jego koledzy z defensywy w ostatniej chwili wybili piłkę spod nóg Siergieja Kriwca. Wichniarek próbował jeszcze kilka razy, ale bez powodzenia. Podobnie jak i cała drużyna Lecha, która nie miała w tym spotkaniu zbyt wielu okazji. Slavia, która przecież jeszcze niedawno grała w Lidze Mistrzów, zaś w Pucharze UEFA regularnie przebijała się do fazy grupowej, też niczym wielkim nie imponowała. Zdobyła dwa gole, bo też i dwa błędy popełnili obrońcy Lecha. Pierwszego - do spółki Manuel Arboleda z Sewerynem Gancarczykiem. Piłkę przejął Milan Cerny, wpadł w pole karne i zagrał do stojącego przed bramką Stanislava Vlcka. Ten zaś pokonał Krzysztofa Kotorowskiego, który za tydzień w Baku chyba będzie pierwszym bramkarzem Lecha. Dziś od początku meczu miał bowiem bronić Jasmin Burić, ale trener Jacek Zieliński zmienił swoją decyzję. To zaś oznacza, że szala przechyliła się chyba jednak na korzyść będącego w niezłej formie "Kotora". Po przerwie lechici przez większość czasu sprawiali wrażenie drużyny, która dominuje na boisku. Nic z tego jednak nie wynikało. Słabo spisywał się Kriwiec, niewiele do gry wnieśli Wilk, Zapotoka i Kiełb. W 67. minucie Slavia zdobyła drugą bramkę, gdy Jakub Hora wykorzystał dośrodkowanie z boku boiska. Piłkarzom Lecha znów momentami puszczały nerwy - za niesportowe zachowanie żółtymi kartkami ukarani zostali Peszko i Kiełb. W przypadku tego pierwszego to już recydywa, a przecież po czerwonej kartce w meczu z Dinamem Zagrzeb Peszko odbył rozmowę z trenerem Zielińskim i dostał nawet karę finansową. Jak widać, to nie pomogło. Lech Poznań - Slavia Praga 0-2 (0-1) Bramki: 0-1 Stanislav Vlcek (37.), 0:2 Jakub Hora (67.) Lech: Kotorowski (46. Burić) - Wojtkowiak, Bosacki (46. Kikut), Arboleda (60. Możdżeń), Gancarczyk (46. Henriquez) - Bandrowski (46. Drygas), Injac (60. Zapotoka) - Peszko ŻK (46. Kiełb ŻK), Stilić (46. Wilk), Kriwiec - Wichniarek (46. Mikołajczak).