Laboratorium w Szwajcarii opracowało test wykrywający CERA i na jego stosowaniu wpadło już czterech zawodników. Ta zmodyfikowana wersja niesławnego EPO pomogła Bernhardowi Kohlowi, Stefanowi Schumacherowi, Riccardowi Ricco oraz Leonardowi Piepoliemu. Środek wykryto po ponownym przebadaniu próbek zebranych w trakcie Tour de France przez francuskie laboratorium Chatenay-Malabry. Francuska agencja antydopingowa chce w obliczu tych wyników ponownie zbadać także próbki pobrane w innych wyścigach. - UCI woli raczej patrzeć w przyszłość, niż oglądać się za siebie. Myślę, że przebadanie wszystkich próbek z tych zawodów będzie błędem. Jest kosztowne i najprawdopodobniej nie przyczyni się w znacznym stopniu do walki z dopingiem - ocenił McQuaid. W 2007 roku to właśnie UCI odpowiadała za testy w trakcie TdF. Rok później zajęła się tym francuska agencja - to wynik sporu między organizatorami wyścigu i unią kolarską. Francuzi postawili na badania krwi, a nie moczu, i dzięki temu można było wykryć CERA u czołowych kolarzy. Zdaniem McQuaida szkodliwe będzie również przeprowadzenie testów próbek z innych wyścigów. - To doprowadzi do chaosu. Jeśli zaczniemy dyskwalifikować czołowych kolarzy trzeba będzie zmieniać kolejności na mecie, pojawią się kwestie finansowe. To może doprowadzić do zniszczenia tego sportu - ocenił. Innego zdania jest Międzynarodowy Komitet Olimpijski. W obliczu sukcesu w wykrywaniu CERA zamierza powtórnie przebadać próbki pobrane od zawodników w trakcie igrzysk w Pekinie.