"Dziękujemy, dziękujemy" krzyczeli fani, gdy wyszedł do nich podwójny wicemistrz olimpijski z Vancouver. Wszyscy chcieli go dotknąć, pogłaskać medal, zrobić sobie zdjęcie. Małysz jak zwykle cierpliwy, uśmiechnięty i niezmiernie wzruszony. "To dzięki wam tu jestem i mam ten krążek. To ja wam dziękuję" - odpowiedział na śpiewy. Nietrudno było dostrzec, że cała uroczystość jeszcze bardziej wzruszyła Małysza niż bliźniaczo podobna przed tygodniem po konkursie na średniej skoczni. Wówczas krążki zawieszono na tych samych szyjach - złoty dla Szwajcara Simona Ammanna, srebro dla Małysza i brąz dla Austriaka Gregora Schlierenzauera. "To wszystko było dla mnie jeszcze bardziej wartościowe, bo wręczała mi medal Polka, tak wybitna sportsmenka jak Irena Szewińska. Najważniejsze jednak to, co usłyszałem z jej ust, że specjalnie wybrała sobie sobotnią ceremonię, bo głęboko wierzyła, że stanę na podium" - powiedział "Orzeł z Wisły". Czy medal jest identyczny? "Nie i to jest w nim najbardziej wartościowe. Widać, że nie idzie to seryjnie, tylko ktoś siedział i włożył w wykonanie tego ciężką pracę" - ocenił. Wyjątkowość tego krążka związana jest również z trudnością jego zdobycia. "Po średniej skoczni była wielka ulga. Już ten medal mam i mogę walczyć o kolejny. Wiele dostałem smsów od ludzi, że ja już nic nie muszę, zrobiłem co miałem zrobić. Tym bardziej było ciężko. Bardzo chciałem i jednocześnie wiedziałem, że rywale skaczą bardzo daleko. Spełniły się jednak marzenia" - dodał. Czwórka okazała się szczęśliwa. Małysz czterokrotnie stanął na olimpijskim podium (dwa razy również osiem lat temu w Salt Lake City), cztery razy był mistrzem globu i tyle samo ma w dorobku Kryształowych Kul za triumf w Pucharze Świata. "Nawet na koszulkach, które sprzedaję w swojej galerii, mam napisane 4x4. Teraz dodamy jeszcze jedną czwórkę" - zapowiedział. Osiem lat temu, gdy Małysz odbierał w Salt Lake City srebro i brąz, słychać było głosy zawodu. Do USA poleciał bowiem jako faworyt i nie zdołał wywalczyć złota. "Dlatego te medale tak nie smakowały. Było to na pewno coś niesamowitego. Nawet się wypowiadałem, że nie zamieniłbym tych dwóch na jeden złoty, ale teraz doskonale wiem, że tak nie do końca było. Tam byłem murowanym faworytem, a tutaj wręcz przeciwnie. Byłem jednym z wielu zawodników, którzy nieźle skaczą" - ocenił. Co teraz? "Świętowanie - uśmiechnął się. - Chłopaki już na pewno szampana kupili. Zresztą oni już na skoczni trochę poświętowali, bo dostali flachę od polskiego trenera kanadyjskich skoczków Tadeusza Bafii". Czytaj też: <a href="http://vancouver.interia.pl/vancouver/news/adam-malysz-walczy-o-zloto-w-vancouver-live,1442131">Małysz zdobył srebro na skoczni K-125. Złoto dla Ammanna</a> <a href="http://vancouver.interia.pl/vancouver/news/polacy-rzadzili-na-skoczni-w-whistler,1442144">Polacy rządzili na skoczni w Whistler</a> <a href="http://vancouver.interia.pl/vancouver/news/niech-adam-dotrwa-do-soczi,1442142">Tajner: Niech Adam dotrwa do Soczi</a> <a href="http://vancouver.interia.pl/vancouver/news/wojciech-fortuna-adam-jest-niezawodny,1442143">Wojciech Fortuna: Adam jest niezawodny!</a> <a href="http://vancouver.interia.pl/vancouver/news/simon-ammann-krol-skokow,1442146">Simon Ammann - król skoków</a>