Trudno sobie to wyobrazić z jednego podstawowego powodu. Oznaczałoby to bowiem brak zaufania piłkarzy do umiejętności i wiedzy trenerów, a to w praktyce równałoby się z rychłym końcem współpracy ze szkoleniowcami. Na równie niecodzienny krok, odesłania zawodnika do poprzednika, zdecydowali się jednak w sztabie trenerskim kadry skoczków. Do Lahti, na treningi pod okiem swojego byłego szkoleniowca, Hannu Lepistoe, udał się Adam Małysz. Farsa? Trener Łukasz Kruczek jest innego zdania. "Rzeczywiście wygląda to na komiczną sytuację, ale wcale tak nie jest. Lepistoe to doświadczony trener, któremu Adam bardzo ufa. To dwa czynniki, które sprawiają, że taki zabieg ma sens i może wypalić. " - mówi Kruczek w rozmowie z agencją ASInfo...podważając tym samym własny wkład w formę skoczka. No bo jak mamy rozumieć jego słowa? Małysz ufa Lepistoe, a Kruczkowi nie? Coś tu nie gra. Tym bardziej, że o spotkanie z Finem zabiegał sam Adam. "Zadzwonił do mnie po jednym z konkursów Turnieju Czterech Skoczni. Mówił, że jest bardzo niezadowolony z wyników i zapytał, czy moglibyśmy w spokoju potrenować" - powiedział w "Super Expressie" Lepistoe. "Wierzymy w to, że jeśli trener nie widzi przez jakiś czas zawodnika, łatwiej mu zauważyć błędy, które popełnia. Może być tak, że Hannu je wyłapie i uda się to skorygować, ale nigdy nie ma gwarancji" - dodaje Kruczek. Lepistoe przygotowuje Małysza przed dwoma konkursami Pucharu Świata w Zakopanem. Co będzie jeśli Adam na Wielkiej Krokwi "zaskoczy"? Fin wróci do pracy z polską kadrą? "Wszystko jest możliwe, ale nie ja o tym decyduje" - zaznacza Lepistoe. Dariusz Jaroń, INTERIA.PL