Zawodnik LKS Poroniec po I serii był 25, ale w drugiej poszybował na 131,5 i trybuny wiwatowały. On sam po wylądowaniu wymachiwał rękoma do góry. - Ten skok wyszedł mi super! Trafiłem z wybiciem i trafiłem z warunkami. Wszystko się ułożyło, jak trzeba - podkreślał Kamil. - Cieszę się, że zaprezentowałem się dobrze przed tymi ludźmi. Zapytaliśmy Stocha, czy nie jest wściekły na dyrektora Pucharu Świata Waltera Hofera, który po jego skoku nakazał obniżenie belki startowej, a w końcu przez wiejący wiatr unieważnił drugą serię. - Pan Hofer nie powinien być zaskoczony moim dalekim skokiem, bo on już wie na co mnie stać - stwierdził Kamil. - A że jury postanowiło przerwać drugą serię, to szkoda. Widocznie uznali, że jest niebezpiecznie. Ja nie zdążyłem dojść na górę i nie wiem co się tam działo. Widziałem tylko, że w pewnym momencie zawiało tak mocno, że aż śnieg z drzew spadł na tory rozbiegu. Gdy zapadła decyzja o obniżeniu startu do dziewiątej belki, Kamil biegiem ruszył do wyciągu prowadzącego na górę, ale wstrzymał się z wyjazdem, bo znowu doszło do zamieszania. - Bardzo chciałem skoczyć jeszcze raz i myślę, że oddałbym równie dobry skok. Teraz zrobię wszystko, by udowodnić w Japonii, że ten skok na 131,5 m nie był przypadkowy - zapowiada Kamil Stoch. Michał Białoński, Zakopane